Villemo, ten jeż to druga po Żorżyku katastrofa. U niego na szczęście nie było bezpośredniego zagrożenia życia, bo ma dobre warunki wyjściowe (waży 825 gram), a Ania Rylska, która go znalazła udzieliła mu wspaniałej pomocy. Wyciągnęła z niego setki kleszczy, jakaś część sama wylazła podczas transportu, więc my nie mieliśmy zbyt wiele pracy. W sobotę razem z Żorżykiem pojechał do lecznicy, dostał odżywczy wlew i środki przeciwbólowe, bo pani doktor, która go przyjmowała uważała, że po takim ataku musi być obolały. Wieczorem, w sobotę udało mi się go nakarmić, a w nocy sam zjadł całe mięsko. Jednak wielkim fanem jedzenia to on nie jest - a to martwi. W zależności od sytuacji dziś lub jutro jedziemy już do naszego doktora ( w weekend go nie było) i zostanie dokładnie zbadany. W każdym razie, w układzie oddechowym wszystko jest w porządku - został osłuchany.
Ponieważ jest uparty (nie obrażając nikogo) jak ruski żołnierz - dostał na imię Sasza

.
A w środę operacja Balcisia ... dziś byliśmy pobierać krew do badania. I oczywiście znów skandale ! W razie gdyby pan doktor coś mówił, zamierzam mu powiedzieć, że to i tak ten lepszy i mądrzejszy pies
I zdjęcie Saszki
