KANDYDATKI1.
Rysia od isabell36
zaraz po znalezieniu:

całkiem niedawno:


uroki posiadania własnego łóżka zamiast niepewnej wolności:

Rysia w czerwcu tego roku skończyła dwa lata - jest to data przybliżona bo Rysia przybłąkała się na moje podwórko w grudniu 2010. Widać było, że jako kociak miała dom bo była miziasta i dobrze wiedziała do czego służy kuweta jakiś "dobry samarytanin" postanowił w grudniowe mrozy zwrócić kotu wolność i oddać go Matce Naturze
Nie była w tragicznej kondycji ale miała straszne rozwolnienie, była bardzo odwodniona i wyziębiona. Sprawa oparła się prawie o rozwód bo Tż nie chciał drugiego kota (w domu była już wtedy od roku schroniskowa Bella) ale ponieważ mauż z natury jest dobrym człowiekiem to wzięliśmy Rysię na tymczas do doleczenia

"Dostałam" Rysię na dzień kobiet kiedy zadzwonił domek chętny ją adoptować a ja rozpłakałam się na środku biedronki
Teraz Rysia jest szczęśliwą 6 kg panną o rubensowskich kształtach i puchatym futerku. Jest bardzo wygadana i miziasta nieodłączna towarzyszka zabaw Belli, która ją sobie ustawiła. Jest bardzo ugodowa i grzeczna - uwielbia rwać kartony i bawić się piłeczką do upadłego za to nienawidzi czesania i obcinania pazurów.
Belli niestety nie wystawię bo ona zawsze była piękną księżniczką - nawet w schronie siedziała z łapkami elegancko przykrytymi ogonem
2. Gabi od vega013
Nie pamiętam, co właściwie się stało. Nagle znalazłam się na dużej stacji benzynowej. Co chwilę przyjeżdżały wielkie, warczące samochody, a ja byłam samiutka, bez mamusi, bardzo głodna i przerażona. Biegałam wśród samochodów, rozpaczliwie prosząc o pomoc, ale nikt nie zwracał uwagi na malutkiego kociego skrzata. Nagle jakiś człowiek wyciągnął do mnie rękę. Z radością podbiegłam... Wziął mnie na ręce. Przez chwilę byłam szczęśliwa, a potem poczułam potworny ból. Ręce, które mnie złapały, oderwały mi ogonek tuż za kością krzyżową i rzuciły mną o ziemię. Uciekłam płacząc przeraźliwie i schowałam się. Nie powinnam była mieć zaufania do człowieków. Byłam głodna i przepełniona bólem, zupełnie bezradna. Cierpiałam tak przez całe trzy dni. Wtedy znowu zainteresował się mną jakiś człowiek. Właśnie przyjechał i zauważył moje okrągłe z przerażenia oczęta. Już byłam mądrzejsza, nie chciałam do niego podejść. Ten człowiek rzucił mi kawałek jedzonka. Nie mogłam się pohamować. Następny kawałek już bliżej... W końcu człowiek złapał mnie, zabrał do samochodu i zawiózł prosto do lecznicy. Całą drogę trzymał mnie na kolanach, miział i mówił, że już będzie dobrze, że jestem bezpieczna. Powiedział też, że mam na imię Gabi. Ładnie, prawda? Teraz wiedziałam, że nie jestem sama, że ręce człowieka mogą głaskać, przytulać i chronić. Tego samego wieczoru miałam badania, a następnego dnia rano operację. Potem... Potem Duzi zabrali mnie do domku. Wyobrażacie sobie? Mojego własnego domku, takiego na zawsze! Były w nim kotki, które mnie od razu pokochały. Teraz jestem najszczęśliwszą kotunią w całej galaktyce, bo mam to, co w życiu najważniejsze, czyli miłość kocią i człowiekową. A Duży, który mnie uratował, jest najwspanialszy ze wszystkich człowieków na świecie!
Pozdrawiam najcieplej, jak potrafię
Gabi szczęśliwaNajzdolniejsza koteczka forum, czyli Inka od MaryLux, napisała prześliczny wierszyk o Gabisi:Mała koteczka Gabrysia
wśród maszyn wielkich biegała
swój obolały ogonek
komuś pokazać wciąż chciała
I wysiadł Anioł z maszyny
Gabrysię skrzydłem osłonił
wyrwał ją losom złośliwym
chmury ponure odgonił
A w domu koty zebrane
Gabunię chętnie witały
łóżeczko, pełne miseczki
i swoją przyjaźń jej dały
Inka3. Agata vel Zdzira od dagmara-olga
PRZED
PO
Zabiedzona, uratowana dzięki bakakaj, od kwietnia u mnie na DT - wreszcie zadowolona, czupurna i nadal czeka na TEN Dom...
4. Kicia Krakowianka od mavi
Kicia Krakowianka trafiła do krakowskiego schroniska w lecie 2009 roku skrajnie wychudzona i z zaawansowanym katarem. Zaczęto ją leczyć i tuczyć. Ale nie zdążyli jej utuczyć, bo w schronisku pojawiła się taka jedna z zamiarem zaadoptowania kota. To byłam ja. Myślałam o jakimś czarnym kotku albo łaciatym... Ja nawet wtedy nie wiedziałam, co to jest 'szylkret'

No i właśnie tego dnia zaadoptowałam Kicię. Dlaczego ją? Bo zaczęła kręcić ósemki koło moich nóg i mojego syna, a pozostałe kilkanaście kotów jakoś nie przejawiały nami zainteresowania. W pierwszych dniach Kicia wyglądała tak:

To już trzy lata, jak Kicia jest u nas. Nabrała rubensowskich kształtów, jest dostojną i dystyngowaną panią. Lubi spać, nadstawiać okrąglutki brzuchol do miętoszenia, lubi lizać czarną siostrzyczkę, którą jej zafundowaliśmy 4 miesiące temu. Oto Kicia obecnie, w całym majestacie:
5. Dorothy od KITA-RZESZÓW
1. Pierwsze dni mojego życia:

2. Chore oczka, przed amputacją:

3. W moim domu - pierwsze dni:

4. W moim domu - pierwsze dni:

5. Szczęśliwa:

6. Bezpieczna:

7. Policjantka z wizytą u weterynarza:

Kiedyś byłam niczyja.
Urodziłam się w październiku 2011r., mój stan zdrowia był zły, fatalny.
Nie dawali mi szans na przeżycie, ale los zesłał mi Basię (Mikuś), która wierzyła we mnie.
Wzięła mnie do siebie i ciągle mówiła że znajdzie mi dom, dom najlepszy na świecie.
Dom był, ale zanim do niego trafiłam miałam mnóstwo badań i chorób, wyjazdów do Wrocławia, usunęli mi oczko, a na drugie mam niedowidzenie.
Kiedy już byłam w lepszej formie, pojechałam do domu, takiego jak obiecywała Basia.
Jestem szczęśliwa
Mam dom, oazę spokoju, bezpieczeństwo,
Troskę, bezinteresowność, własny kąt, braterstwo,
Poczucie bezpieczeństwa, opiekę w czasie choroby,
Pełną miskę i moich Dużych oraz siostrę Titę.
Jestem członkiem rodziny
6.
Kicia.Yoda od kociamysza
Kicia.Yoda czyli bylo tak:
18/02/2008
Pod koniec tego letniego dnia zdarzyl sie CUD. Kicia znalazla nas, my znalezlismy Kicie. Cudem bylo to, ze przy pracujacym silniku i klimatyzacji w aucie, przy zamknietych szybach Starszy uslyszyl kwilenie Kici, ktora niepewnie siedziala na skraju rozkopanej drogi i cicho plakala. Ledwo ja MD dojrzal w szarowce zapadajacego zmroku. A ja za chwile mialam male, drobne kocie cialko w rekach.
Inne miejsce, inny czas i nie byloby Kici na tym swiecie...
A teraz jest tak:
Co sie stalo w pierwszych tygodniach jej zycia nie wiemy, ale musialo byc zle. Zasadniczno nie lubi obcych ludzi, szczegolnie dzieci.
Przez dlugo czas w panicznym strachu uciekala gdy zobaczyla w reku duzy czarny przedmiot. Nawet teraz musimy uwazac np z workami na smieci czy parasolkami. Do dzisiaj budzi sie czasami z glosna kocia skarga, trzeba ja wtedy przytulic, wyglaskac, przypomniec ze jest Kicia.Yoda z wlasnymi Malpami, wlasnym domem i miska pelna chrupek. Tuli sie wtedy do dloni i mruczac ponownie zasypia.
Ponad rok wychodzila z traumy po trzesieniu ziemi w 2010.
Kicia.Yoda - Kot Ideal. Krzepka wiejska dziewucha z delikatna i wrazliwa psychika. Odwazna, narwana, dzielna, bardzo ciekawa swiata. Nie boi sie koni ani psow, kazdy inny kot w zasiegu jej wzroku to wrog publiczny numer 1.
My mamy ja, ona ma nas. Osobisty watek Kici.Yody
viewtopic.php?f=1&t=121219 PIOSENKA o KICI:
"Diabeł w przebraniu
Wyglądasz jak anioł
Chodzisz jak anioł
Mówisz jak anioł
Ale mam wątpliwości
Jesteś diabłem w przebraniu
Och tak, jesteś
Diabeł w przebraniu
Uczyniłaś mnie wariatem swoimi pocałunkami
Oszukałaś mnie i uknułaś plan
Raj wie jak mnie okłamywałaś
Nie jesteś taka, na jaką wyglądałaś
Wyglądasz jak anioł
Chodzisz jak anioł
Mówisz jak anioł
Ale mam wątpliwości
Jesteś diabłem w przebraniu
Och tak, jesteś
Diabeł w przebraniu
Myślałem, że byłem w niebie
Ale miałem pewną niespodziankę
Raj mi pomógł, nie widzę
Diabła w twoich oczach
Wyglądasz jak anioł
Chodzisz jak anioł
Mówisz jak anioł
Ale mam wątpliwości
Jesteś diabłem w przebraniu
Och tak, jesteś
Diabeł w przebraniu"
Czyli Presley o Kici
7. Zołza od Boo
PRZED:


PO:

Zgłaszając Zołzę – schroniskową Wojtusię, do edycji z łabądkami, długo się zastanawiałam.
Nie wiem czy Zołzik jest łabądkiem, czy kiedykolwiek będzie. Zołza zawsze będzie małym, niepozornym i lekko kościstym kotem.
Kotem ze śmieszną sierścią, która w różnych miejscach kota bardzo różnie rośnie. Kotem bezzębnym, kotem już nigdy naprawdę zdrowym. A wszystko zaczęło się w zimę tego roku…
Gdzieś na przełomie stycznia i lutego do schroniskowego weta ludzie oddali znalezionego na ulicy kota. Kota obrzydliwego. Kota na którego nie można było patrzeć bez wstrętu.
Kota niedużej wielkości, o wadze poniżej 2kg, kota bez sierści. Kota, którego skóra cała była pokryta ropiejącymi wrzodami. Jedynie łepek kota trochę był porośnięty ale już okolice oczu nie.
Weci podleczyli skórę kota i odstawili kota do schroniska. Zołza trafiła do nas jako półroczny Kocurek Wojtuś. Dopiero w schronisku została dobrze obejrzana i okazało się, że to chyba już nastoletnia kotka. W schronisku, na początku Wojtusi się jako-tako układało ale po jakimś czasie lawinowo zaczęło sypać się kocie zdrowie. Przez ten cały czas kotka nie przybrała na wadze. Pod koniec kwietnia zapadł wyrok – nie można jej w warunkach schroniskowych pomóc. Więc albo zabieracie kota albo… Wojtusia trafiła do nas 12 maja. W sobotę. W poniedziałek trafiła do lecznicowego szpitala gdzie przez 4 doby trwała walka o zdrowie a nawet i życie Wojtusi. Udało się. Przechrzczona przez TŻeta na Zołzę – zgodnie z jej charakterem, kotka nie zachowuje się jak na seniora przystało. Zjada ogromne ilości jedzenia, troszkę śpi ale sednem jej życia jest zabawa. Zołza bawi się prawie bez przerwy, jakby chciała nadrobić wszystkie stracone lata. Zaczepia naszych chłopaków, wszczynając diabelskie gonitwy po domu, bawi się każdą znalezioną rzeczą turlając ją, podrzucając i goniąc. A jak już nie wie czym ma się bawić rozpoczyna nigdy nie kończące się pogonie za własnym ogonem. Czasem patrzymy na nią i zastanawiamy się czy przypadkiem Zołzik nie jest dużo młodsza niż oceniono ją po tragicznie wyglądających resztkach zębów, które trzeba było wyrwać. Zołza zachowuje się jak szalone kocie dziecko, nie jak przynajmniej 10-cio letnia seniorka. Zołzik ma chore nerki, infekcja skóry uszkodziła mieszki włosowe i jej sierść już nigdy nie odrośnie normalnie ale w tej chwili jest chyba najszczęśliwszym kotem pod słońcem, który żyje pełnią życia, korzysta dosłownie z każdej chwili, którą można przejeść albo przebawić

I wciąż czeka na nowy dom, ten jedyny…
Nie mam zdjęć Zołzy z okresu choroby skóry, jedynie te, robione na kilka tygodni przez zabraniem jej ze schroniska. Ale myślę, że różnicę widać
8. MISIA od magaaaa
to marzec 2012:

a to lipiec 2012..

