KANDYDACI:1. Mister Miś od MIKUŚ
Mister MIŚ - reprezentant Kociej Przystani w Sosnowcu, mieszka u mnie w DT.


Niegdyś miał na imię Mysior był domowym kotem, ale właściciel wyrzucił go na ulicę i zostawił na pastwę losu! Biedak radził sobie jak umiał i żył na ulicy do czasu, gdy poranił go samochód. Kocurka dokarmiali litościwi ludzie, ale bez pomocy lekarza Mysior skazany był na śmierć. Miał wyrwany ogon, wdała się martwica i gangrena. Trafił do KP, w lecznicy przeszedł amputację ogona i kastrację. Niestety, pomoc dotarła za późno. Mysior nie trzyma moczu ani kału. MUSI CHODZIĆ W PAMPERSACH. Kocurek jest dzielny i nawet polubił pieluchy. Nie trzeba sprzątać kuwety, kupować żwiru, można z nim podróżować. Pampersa zmienia się rano i wieczorem. Po tak dramatycznych przejściach kociak zachował radość życia. Kocha człowieka, jest cudownym przymilakiem, grucha, nawołuje i pomiaukuje, dopomina się o pieszczoty. Zaczepia, tryka łebkiem, lubi dzieci, nawet nie boi się psów. Nie przepada za innymi kotami, ale z czasem dostosowuje się. Jednym słowem prawdziwy koci ideał z niewielkim przecież defektem.
WCIĄŻ SZUKA DOMU!!! Może właśnie teraz go znajdzie
2. LULEK BARON MIZIALSKI vel Lucyfer od Zofia&Sasza


Dziś Lulek to okrąglutki biały miś o aksamitnym futerku i przepięknych, żółtych oczach. Na pozór okaz kociego zdrowia... Zupełnie inaczej wyglądał, gdy odłowiono go do kastracji na bielańskim podwórku. Chudy, nastroszony, brudny. Wet zarządził testy i - wyszło szydło z worka. Mizialski jest nosicielem wirusa kociego zespołu nabytego braku odporności (FIV)

I tkwił Lul w lecznicowej klatce, aż jego Duże założyły wątek na miau. Tam go poznałam i zdecydowałam się ze zostanie kolegą mojego boguszyckiego Magusia [*]. W DT Lulek szybko nabrał ciała, zniknął stan zapalny w oczkach - dziś to dorodny sześciokilowy z górą kawaler. Uwielbia pieszczoty, głaski i zabawy z nowym towarzyszem, Teodorkiem (Maguś odszedł po 2 latach wspólnego życia). Aha, jeszcze jedno - Lulu to skrót od LUCYFER
3. TEODOR od Zofia&Sasza


Historia identyczna jak w przypadku Lula. Odłowienie do kastracji. Test. I pat. Kot przez kilka miesięcy przebywał w lecznicy. Potem trafił do mnie na DT. Wypiękniał, utył. Ostatnie badania okresowe wykazały, że wszystko "w środku" funkcjonuje normalnie

Teodor jest kotem statecznym. Majestatycznym. Budzącym respekt. Po operacji entropium ma lekko przymrużone lewe oko, a uszy wystrzępione w ulicznych walkach. Warszawski andrus i chuligan

Jednak to pozory. Teoś nade wszystko uwielbia się przytulać, nadstawiać do głaskania. Gdy rozmruczy się na kolanach aż się ślini z rozkoszy. Ze swoim kumplem z "izolatki", Lulkiem baraszkuje aż szklanki skaczą po stole. Bo kocur z niego dorodny - 5.5 kg mięśni i kociej energii. Oczywiście czeka na dom, najlepszy z najlepszych i taki na zawsze.
4. Gluś od zabers
link do filmików:
inhalacjahttp://www.youtube.com/watch?v=hzu6zFf5 ... e=youtu.bepogromca ogonów
http://www.youtube.com/watch?v=88mCzSbD ... ture=g-upl

Gluś ma 3 i pół roku.
Jego historia nie jest wyjątkowa - jak tysiące innych kociąt, Gluś urodził się niewiadomogdzie, a potem jako kilkutygodniowy kociak trafił do schroniska. W środku zimy.
Wyciągnięty ze "schronu", Gluś trafił do DT, a potem do nas. Miał wtedy 7-8 tygodni.
Wtedy był małym okruszkiem, który codziennie z dokładnością szwajcarskiego zegarka przychodził ciumkać na moich kolanach.
Dziś, po ponad trzech latach...
Gluś jest olbrzymi i masywny i przez to wszyscy "niekociarze" się go początkowo boją.
Gluś jest radosny, delikatny, uczuciowy i wiecznie spragniony miłości.
Gluś jest pacyfistą - przyjmie każdego "nowego" i zajmie się nim, jeśli trzeba.
Gluś jest wylewny - "opowie" o swojej miłości i poprze swoje "słowa" dowodami - ugniecie i udepcze sumiennie i skrupulatnie.
Gluś jest Wielkim Hokeistą i łapaczem szarańczaków
Gluś jest szczęśliwy i ... chory.
Gluś jest bublem genetycznym - od zawsze ma plazmocytarne zapalenie dziąseł, problemy z jelitami i astmę. To wszystko ma i będzie miał do końca, do ostatniego swojego oddechu.
Życie z astmatycznym kotem nie jest udręką, ale wymaga zachowania nieustannej "czujności rewolucyjnej" i nieprzerwanej obserwacji. Nie wystarczy co jakiś czas podać pigułkę, albo zastrzyk - Gluś codziennie (a czasami dwa razy dziennie) dostaje wziewy. Dwa leki. Przyzwyczaił się do tego i sam przychodzi na zawołanie, kładzie się i posłusznie oddycha przez maskę. Bywają dni, kiedy Gluś czuje się gorzej - jak każdy astmatyk. Wtedy ilość inhalacji trzeba zwiększać. Do tego trzeba dodać częste badania - wiadomo - żaden lek nie jest obojętny dla organizmu. I biegamy z Glusiem na "męki" - a to krew, a to RTG, a to coś tam jeszcze.
A mimo to Gluś jest cudownym ciepłym, delikatnym i cieszącym się każdym dniem, kotem.
I oby udało nam się ten stan utrzymać jak najdłużej.
5. Fuffek vel Krakus od Boo

Jako mały kociak Krakus trafił do opolskiego schroniska. Urodził się gdzieś w połowie 2008 roku. Nie nadawał się do adopcji bo dziczył strasznie ale absolutnie nie był TAK dziki by wypuścić go na dwór, DT zaoferowała mu piccolo. Krakus wyjechał do stolicy w marcu 2009 roku. Dość szybko okazało się, że choruje na zapalenie dziąseł. Piccolo długo walczyła z Krakusem i wetami i nic nie dało się zrobić. W międzyczasie okazało się, że Krakus cudownie fufa i został przechrzczony na Fuffka. Na przełomie 2009/2010, po bardzo wielu konsultacjach stanęło na tym, że zapalenie nie minie. Mimo, że Fuffek dzielnie wytrzymywał ciężkie zabiegi w około jego paszczy. Sytuacja między Fuffem a rezydentką piccolo stawała się coraz bardziej napięta. I tak początkiem 2010 roku Fuffek vel Krakus wrócił do Opola, do nas. Najpierw jako tymczas, później został rezydentem. Kiedy do nas przyjechał z paszczy śmierdziało mu nieprzeciętnie. Do tego brunatny wyciek z pyszczka i z oczu. Bardzo cierpiał. Decyzja była szybka - rwiemy zęby. W sumie Fuff przeszedł dwa zabiegi i ostały mu się tylko kły. Niestety zapalenie nie odpuściło - wciąż całe dziąsła a także policzki i łuki podniebienne są pokryte przekrwionymi rankami. Raz w miesiącu Fuff dostaje depomedrol. Od czasu do czasu na nosie robi się Fuffowi rana, też z autoagresji, tak jak zapalenie dziąseł. Najpierw jest wielki strup, później strup odpada a czarny nos robi się biały, później czernieje i tak z 3-4 razy w roku. Od kilku tygodni Fuffek jest pod opieką bioenergoterapeutki i z dziąsłami jakby troszkę lepiej. Niemniej jednak chory i bezzębny będzie już zawsze. Fuff po dzień dzisiejszy jest Słodkim Misiem o Bardzo Małym Rozumku, bojącym się wszystkiego począwszy od kichnięcia po Niewyobrażalne, Niewidzialne ZUO. Do tego Fuffek piszczy jak baba a swoje strachajstwo wyładowuje tylko na BoguDuchaWinnym pacyfiście Baltazarze Gąbce.
6. Maniek od Kociara82 DS zaneta22 ex tymczas Justa&Zwierzaki


Maniek ma ok.4 lat, od konca kwietnia mruczy w DS i jest bardzo szczesliwy

Zycie niestety go nie rozpieszczalo, byl bezdomny. Moze wczesniej mial jakis dom, moze byl wychodzacy... tego nie wiadomo. Znaleziony ok.2 lata temu na rynku zwracal uwage swoja uroda ludzi wracajacych z wieczornej mszy, ale mimo wzdychania, mimo "ochow" i "achow", jaki on jest piekny itp,, nikt sie nim nie zainteresowal. Nawet schronisko nie chcialo go przyjac. Schronienie i DT znalazl u Justy&Zwierzaki, ale mimo jej staran, by zylo mu sie tam jak najlepiej-najbardziej przeszkadzal mu tlum innych tymczasow. Maniek to typowy jedynak, sam czuje sie znakomicie, dlatego tez w DS jest jedynakiem. Niestety ma FIV+... Jednak jest w znakomitej kondycji, wirus jest pod kontrola, Maniek-lobuz, nerwus w DT stal sie lagodnym, niemozliwym przylepa w DS, kotkiem spokojnym, grzecznym

Amator spacerow, juz w DT w mig pojal jak fajnie chodzi sie na smyczy i szelkach i teraz razem z Duza urzadzaja sobie przechadzki

Kot bardzo ufny, bardzo pro-ludzki, miziak, do ktorego wystarczy tylko zawolac "kici kici" i wyciagnac w jego kierunku reke, by z calej sily do tej reki zabarankowal.

W mig sie zaaklimatyzowal w DS, Duza pokochal calym sercem, teraz juz oboje nie potrafia wyobrazic sobie zycia bez siebie
7.Rudy Rydz od ewa_mrau, tymczas od
annskr
na straży w kuchni

pilnujący sedesu...

i polujący na muchę
Rudy Rydz pojawił się jakoś wczesną jesienią 2010 w budce przy kociej stołówce. Od razu było widać, że domowy i wypłoszony.
P. Ania próbowała go złapać, ale wielki i silny nie pozwolił zamknąć kratki w kontenerze. Zrobił się ostrożniejszy - nie podchodził zbyt blisko. Głodem do klatki łapki też się zwabić nie dało - na osiedlu jest sporo kocich stołówek, a on już je znał. Potem znikł. Może ktoś wyjechał na urlop zostawiając kota w „bezpiecznym” miejscu, wrócił i zabrał z powrotem do domu? Nie, w listopadzie znów był. Ale już nie siedział w budce, pojawiał się nieregularnie w różnych miejscach, był w zdecydowanie gorszej formie - futro zmierzwione, brudnawe. Od połowy grudnia widać było, że jest niefajnie - pojawiał się nadal nieregularnie, nadal nie podchodził, czekał, aż panie odejdą od miseczek - ale zagadywał do nich, pomiaukiwał żałośnie… Chudł… Klatkę łapkę starannie omijał. Zaniepokojone panie zaczęły intensywnie opowiadać o nim na osiedlu, chciały dowiedzieć się gdzie nocuje - może w zamkniętym pomieszczeniu podszedłby do człowieka i dał się zabrać? Może odnajdzie się właściciel i kot do niego podejdzie? Nawet jeśli go wyrzucił, niech pomoże go złapać, poszukamy nowego domu. Szkoda kota… I wreszcie na początku stycznia 2012 ktoś przypomniał sobie, że w maju 2011 rodzina z sąsiedniej klatki szukała pod blokiem kota - wyskoczył z okna czy balkonu. Jeszcze chwila na ustalenie właścicieli - tak, to może być ich kot, tak, wyskoczył w maju, mieli dwa, ten który został płakał i tęsknił, więc wzięli już kolejnego, z fundacji (nie od nas), bo "te ze schroniska takie zaniedbane". I tak, tego z fundacji musieli jeszcze odrobaczać. No chyba wzięliby
Rudzika z powrotem, jakoś może pomieszczą się z trzema kotami w domu… Ale czy one się dogadają? Czy jemu będzie dobrze w domu, czy nie będzie tęsknił za wolnością? Ok, to będziemy rozważać potem, teraz trzeba sprawdzić czy to on - choć opis się zgadza, kot charakterystyczny i złapać uciekiniera. Panie dały opiekunom mój telefon, może doradzą jak go zachęcić, by podszedł, jak go złapać, może pomogą. Panie umówiły się z młodym człowiekiem na wieczór w punkcie karmienia. Człowiek przyszedł, kot się nie stawił. Więc stanęła umowa, że młody człowiek (student) albo jedno z jego rodziców będą przychodzili, przynosili jakiś przysmaczek do kocich stołówek - zgodnie ze zwyczajami kota, rano do budki, wieczorem pod choinkę. Minęło kilka dni, p. Łucja z p. Anią już prawie regularnie widywały kota - p. Ania rano, p. Łucja wieczorem, zgodnie ze swoimi stołówkowymi „dyżurami”, ale od opiekunów żadnego kontaktu, ani potwierdzającego, że to ten kot, ani zaprzeczającego. Znaczy, kota pewne nie wiedzieli. Znaczy, pewnie nie próbowali go zobaczyć. Bo już się nie krył, już coraz bliżej podchodził i zagadywał ludzi, miaucząc płaczliwie… I w końcu (26.01.2012) telefon - p. Ania złapała go!!! Spał w jej piwnicy, bez problemu wzięła na ręce, zapakowała do kontenera. Albo poczuł się bezpiecznie w zamkniętym mieszczeniu, albo już czuł, że nie daje rady… P. Ania zadzwoniła do opiekunów - raz, drugi, trzeci. Nikt nie odebrał. Zadzwoniła do mnie - kota ma w kontenerze, w domu wypuścić nie może, bo jej kotki go zjedzą, w piwnicy nie, bo ucieknie przez dziury w ścianach. Więc po południu kot trafił do mnie - piękny, ale skołtuniony, brudny, mocno za chudy i strasznie głodny i wymarznięty. No i na pewno wyglądał na więcej niż 2 lata, czyli albo nie młodzik, albo taki zniszczony… Dylemat i telefoniczna burza mózgów - p. Ania, p. Łucja, Agnieszka - wszystkie już miały okazje wcześniej rozmawiać z opiekunami kota. I ja. Oddać kota czy nie oddać? Piękny będzie po odchuchaniu, ale równie piękna Magda długo szukała domu - czyli zajmie nam miejsce w dt na klika miesięcy. Czyli oddać. Ale zainteresowanie ze strony opiekunów właściwie żadne, a nuż stwierdzą, że trzeci kot się nie mieści, że pokochał wolność, albo że zaniedbał się na wolności i wymaga „inwestycji” i zwrócą mu tę wolność, tyko np. bliżej lasu? Głowy puchną, telefony się grzeją. Panie są na nie - ja sama nie wiem… Godz.19.18 - telefon od opiekunów. Jestem w pracy, na granicy zasięgu, połączenie się rwie, niewiele słychać, proszę o kontakt po godz. 20tej. Czekałam do następnego dnia do 13.47. Chłopak zapomniał zadzwonić wczoraj. Wreszcie zadzwonili. Kot zginął w maju. Młody człowiek miał maturę. Wywiesili dużo ogłoszeń. Ze 20 może 30. Kot kupiony na Bałuckim Rynku. Ma jakieś 2 lata z kawałkiem. W momencie zaginięcia ważył ze 4kg. Zaszczepiony. Balkon będą zabezpieczać ze względu na tego kota z fundacji (nie wiem kiedy go wzięli). Czemu nie dotarli do karmicieli? Nic nie wiedzą o żadnych karmicielach szukali go przecież, ale matura!!! (podniesiony głos). Ma przyjść z matką wieczorem godz. 19-20 obejrzeć rudego.
Opinia lekarza - zęby fatalne, częściowo do usunięcia. Naczyniak w kąciku oka, też do usunięcia. Waga 4,26kg. Wiek - wg stanu zębów zdecydowanie ponad 2-3 lata... Przynajmniej na tyle wygląda. Poszła krew na badanie - trzeba mu te zęby i naczyniaka zrobić. Jest 20.40. Nie przyszli. Właśnie zadzwoniła matka młodego człowieka, by upewnić się, czy to ten kot. Oczywiście kot sam sobie winny, włóczył się z bezdomnymi. Przez telefon kota jej nie„opowiem”, przypomniałam, że mieli przyjść, sami zaproponowali termin - na co dość agresywnie wyjaśniono mi, że pani pracuje i ma inne obowiązki oprócz kota. Nie wytrzymałam, zaproponowałam, by dała sobie spokój z tym kotem, bo zainteresowanie nim widzę ogromne, przejechałam się po poprzednich ustaleniach. Usłyszałam jeszcze kilkanaście kolejnych uwag wygłoszonych podniesionym głosem z pointą, że mam rację, dadzą sobie spokój. Od razy wyjaśnię, że nie mam pewności, czy to ICH kot. Prosiłam o zdjęcia, nie dostałam. Kastracja, kolor oczu, pręgi na ogonie (tylko na ogonie) - zgadzają się. Ale w końcu koty opowiadane prze telefon mogą być podobne… Tylko… Jakie jest prawdopodobieństwo pojawienia się w jednym czasie, na niewielkim osiedlu jednocześnie dwóch domowych wykastrowanych rudych kotów? Z jasnozielonymi oczami i pręgami tyko na ogonie?
31.01.2012 - badanie krwi - kreatynina 4,5, mocznik ponad 200. Niefajnie. Za to chyba wszystko jasne - po co komu chory kot? W paszczy ruina, ta ruina „nakręca” nerki, trzeba paszczę wyremontować.
10 dni płukania, leki, karma nerkowa, 08.03.2012 kolejne badanie. Źle - mocznik nieco spadł, na 177, kreatynina – 4,9… Podejmujemy decyzję o remoncie paszczy, paszcza z nerkami daje błędne koło, trzeba je przerwać, przy okazji usunięcie naczyniaka. Po zabiegu
Rydzyk dość szybko dochodzi do siebie. Wyprowadził się z kuchni, śpi w łóżku, przesiaduje na balkonie, jada na pralce w łazience, pija z mojego kubka do zębów i głośno domaga się jedzenia. Ładnie chrupie Renala, pluje tabletkami - i po prostu żyje w miarę spokojnie, w miarę szczęśliwie - tak długo, jak będzie mógł. Wyniki - sprawdzane okresowo, w miarę stabilne, bez wielkiego pogorszenia.
Szukamy mu domu, ale kto zaadoptuje kota z zaawansowanym PNN? Nawet tak pięknego?
Niestety już skazanego - bo PNN z takimi wynikami nie daje szans na długie życie… annskr, Łódź 06.20128.Kacper od EVA2406




Zgłaszam mojego Kacperka, który już do końca życia pozostanie kotem specjalnej troski. Po kk zostało chore oczko, na które prawie nie widzi i problemy z oddychaniem przez ciągle zatykający się nosek. Codziennie czyścimy oczko i nosek. Okresowo podajemy krople i leki na poprawę odporności.
Mimo to Kacperek jest wesołym, radosnym kotem. Uwielbia pieszczoty za które dziękuje cudnym mruczeniem. Bardzo lubi wylegiwać się na balkonie. Jego rude futerko w promieniach słonecznych wygląda jakby miało złote blaski.
Kocham mojego rudzielca o życie którego kilka miesięcy walczyłam.
9.Ogon od garraretki



Koton nazywa się Ogon - ma 3 lata - i niemiłe przygody z kamieniami nerkowymi. Do tego stopnia niemiłe, że lokalni weci chcieli go uśpić bo nie mogli zniwelować cotygodniowego zatykania. Na szczęście sposób na kryształy się znalazł - dieta i ziołowe leki. Skazany jest na nie pewnie do końca swoich dni - ale już przywykł.
Ogon to typowy 'tuxedo cat' - z białą muchą, mankietami i błyszczącą sierścią. Niedotykalski gaduła uwielbiający towarzystwo (byle go nie dotykać;))
10.Bundzio od illgato
Piękne miasto Wrocław...teren szpitalny pozwalający kotom na w miarę spokojne życie. Tak mieszkał tam Bundzio, uroczy 2 letni kocurek. Po zmianie właściciela teren stał się dla kotów bardzo niebezpieczny. Giną w niewyjaśnionych okolicznościach....
Bundzio został zabrany ostatnio na badania i okazało się, że ma mocznicę (test na felv i fiv ujemny).
Po 10 dniach leczenia kotek ma się lepiej, ładnie wygląda, sporo przytył. Do ludzi jest trochę nieufny ale jeśli okaże mu się serce szybko powinien się przełamać. Na zdjęciu (na wątku) widać jak głaskany wygina się żeby opiekunka nie pominęła jakiegoś skrawka futerka 
W tej chwili mieszka w klatce w piwnicy. Stres z tym związany nie jest dla niego dobry, ale nie można go jednak wypuścić z powrotem. Bundzio potrzebuje dobrej opieki, leków....miłości, która leczy lub osładza niedolę. Bundzio pilnie szuka odpowiedzialnego Domu.
Kocurek z wątku Mau Miau:http://forum.miau.pl/viewtopic.php?f=1&t=129214&p=8972828&hilit=Bundzio#p8972828Na tym terenie żyje jeszcze znana już Mau mau, Finek (brat Bundzia) i dwa dochodzące kocurki. 9 udało się zabrać i wyadoptować. Kilka zaginęło..11.Ziabolek (Pokerek) od Katarzyna1207




Ziabolek (Pokerek) to zaledwie dwuletni perski kocurek, ma rodowód i ...pecha, że urodził się w pseudohodowli. Bo pseudohodowla to nie tylko brak rodowodu, ale miejsce gdzie żywa istota traktowana jest tylko i wyłącznie jak towar. „Hodoffczyni” chyba od urodzenia szprycowała go silnymi antybiotykami i sterydami, żeby zdrowo wyglądał.... W końcu towar, który ma ładne opakowanie lepiej się sprzedaje. Nietrudno sobie wyobrazić, co sterydy robią z takim młodym kocim organizmem, który jeszcze do końca nie wytworzył własnej odporności. Malutki przyjechał do mnie już z zapaleniem płuc i z zestawem bakterii tak egzotycznych, że niektórzy weci ich nigdy nie widzieli u kota... Po wyleczeniu zapalenia płuc był grzybek, a po grzybku... się zaczęło. Ziabolek zaczął wymiotować (po kilka razy dziennie), pojawiły się krwawe biegunki, potem przestał jeść...Badania, badania ... i kolejne diagnozy coraz gorsze: zapalenie jelit wirusowe, potem doszlo nadkażenie bakteryjne, potem grzybicze zapalenie jelit, krwotoczne i martwicze zapalenie dwunastnicy ... Dwie endoskopie, które wykazały dodatkowo koszmarne wrzody żołądka i dwunastnicy, na szczęście w dwukrotnych badaniach wycinków nie znaleziono komórek nowotworowych ... Prawie trzy tygodnie Ziabuś odżywiany było pozajelitowo – tylko kroplówkami. Wszystkie żyły w łapkach ma już niedrożne z powodu zrostów, zrosty i zbliznowacenia na całym grzbiecie (dostał pewnie z kilkaset zastrzyków), a początkowo piękne, puchate persie futerko zamieniło się w wystrzyżone kosmyki... Ostatnia diagnoza to eozynofilowe zapalenie jelit i choroba wrzodowa ...
Pomimo tego wszystkiego Ziabuś bardzo chce żyć ... dwukrotnie był już 3 łapkami za TM ... i wracał. Kiedy dobrze się czuje, to „grucha”, bawi się jak maluch, matkuje kociakom, które są już większe od niego... pozwalał nawet na ssanie swoich cycuchów ... I jest typowym, kochanym, perskim „pierdołą” o wiecznie zdziwionych olbrzymich oczach ...