Dzięki uprzejmości lanua - puszka wraca do gry. Tym razem - na rzecz pingwina z Jelonek.
Kocur został złapany do kastracji, ale że dość mocno ropiało mu oko - zamiast zabiegu rozpoczęto leczenie. Niestety stan zwierzaka bardzo szybko się pogarszał - mimo zmiany leczenia wkrótce przestał jeść. Karmienie na siłę - po kolejnym dniu nie chciał już nawet przełykać. Od tego momentu jest u mnie. Kroplówki co parę godzin, bateria leków, karmienie mimo oporu.
JEST pewien postęp. Otworzył oczy i bez protestu przełyka. Dziś nawet wepchnęłam w niego puszkę Schmusy. I otwierał pysk - albo po kolejne kawałki albo by mnie ugryźć

Z poprzednią bohaterką wątku ma dwie wspólne cechy: krytyczny stan i wielkopańskie wymagania. Oba pozwalały się karmić conwalescencem, ale z rzeczy stałych - bura jadała najchętniej STRUSIA, a ten KALMARY.
Jeśli pingwin przeżyje - ma jak w banku długotrwałe leczenie, ma absolutne bagno w płucach. Potem - oby - kastracja. A co dalej - okaże się. Na razie jest tak słaby, że daje się bez większego kłopotu obsługiwać, zobaczymy jak się będzie zachowywać jeśli wyzdrowieje. Na ten czas - potrzebuje wsparcia finansowego, zwłaszcza jeśli zamierza się odżywiać wyłącznie krabami i kalmarami

Wczoraj zrobiliśmy zdjęcia, jak tylko je dostanę - wstawię.
Wystawiam puszkę WHISKAS. Niezależnie od ideologii, puszka jest całkiem ładna. Ma bardzo wyrazisty różowy kolor i wytłaczanego szarego kota i napisy. Wieczko jest na zawiasach. Wymiary to ok. 30x20x10 cm.
Cena wywoławcza: 15 zł plus koszty wysyłki (na terenie Warszawy i okolic możliwy odbiór własny). Wspólnie z pingwinem prosimy jednak o hojność, musimy uzbierać znacznie więcej

Aukcja potrwa dokładnie tydzień od pierwszej oferty, liczonej wg czasu forumowego.
Oto puszka:


Nie wiadomo co się stało. Prawdopodobnie skaleczyła się szkłem lub drutem. Potem około miesiąca mieszkała w brudnej warszawskiej piwnicy. A potem - skusiła się na smakołyki w klatce-łapce. I tak trafiła do lecznicy; dopiero tam okazało się, że ma kompletnie rozpruty brzuch.
Stara, zabrudzona rana. Miejscami martwica. Ropa i nieustanny przesącz płynów przez ziarninującą ranę. W efekcie - ogromny stan zapalny i przerażające osłabienie organizmu.
Ale ten kot chce żyć. Nawet mając 33 stopnie - zaciekle walczy z rękoma dotykających go ludzi. Po pewnym czasie chyba dociera do niej, że te ręce niosą pomoc. Od tej chwili zaczyna się nasza w miarę pokojowa koegzystencja.
Rana (po oczyszczeniu) jest celowo zaszyta tak, by mogła się z niej uwalniać ropa. Zarasta się powoli, wygląda już zdecydowanie lepiej. Ale kotkę czeka jeszcze wiele dni w klatce, na antybiotyku. Po pełnym wyleczeniu sterylka. I zapewne powrót na ulicę, chyba, że radykalnie zmieni swój stosunek do ludzi

Ku naszej uldze - zaczęła jeść. Ulgę osłabia nieco fakt, że je wyłącznie najdroższe produkty, zasmakowały jej np. saszetki animondy carny ze strusiem

Na leki i pierwsze badania krwi i zabiegi wydaliśmy ok. 150 zł. Czeka nas sterylka i szczepienia (łącznie też ok. 150 zł). Każda doba to ok. 5 zł na saszetki i suche, szacujemy, że pomieszka u mnie minimum półtora miesiąca. Łącznie potrzebujemy więc ponad 500 zł, może nawet więcej. Sporo.
Dlatego rozpoczynam akcję zbierania pieniędzy na utrzymanie Burej z Rozprutym Brzuchem.
A oto bohaterka wątku, Bura z Rozprutym Brzuchem:
http://img820.imageshack.us/img820/2415 ... sc8601.jpg
http://img138.imageshack.us/img138/8398 ... sc8665.jpg