Pojawiły się na klatce schodowej i miauczały...
Jakiś despota chciał zrobić z nimi "porzadek"
Maluchy nie dały się złapać i na szczęście pojawiła się dobra dusza.
Ta duszyczka niestety nie ma pojęcia o kotach, do tej pory zajmowała się tylko psami. Nie ich gdzie zabrać bo cały dom zapisony na maksa.
U nas brak dt albo dt z podejrzeniem panleuko...
Nie wiem nic oprócz tego, ze sa trzy, bure i małe ( nie wiem co znaczy małe ale jedzą samodzielnie)
Pani niewiele myśląc schowała je do suszarni.
Niestety do tego pomieszczenia ma klucze większośc ludzi z bloku.
Momentalnie ktos połapie się, ze sa tam koty.
Pani nie pozwoli zrobić im krzywdy (no chyba, ze akurat jej nie bedzie) ale pod naciskiem "podkieleckiej szlachty" z dwojga złego odwiezie do do kieleckiego schroniska.
Niestety ze schronu raczej juz nie wyjdą żywe... ;(
Dla nieuswiadomionych kielecki schron to:
-zero kwarantanny
-zero wolontariuszy
-koty chore ze zdrowymi
-koty chore wypuszczane są z klatek na teren schroniska gdzie luzem biegaja psy (w najlepszym wypadku koty uciekna do lasu)
-umieralnia w potwornych męczarniach
-raczej nie usypiają tylko czekają az zwierzaki same padna (czasem uśpia szczególnie jak zwierze po wypadku)
Bardzo proszę o pomoc dla kociaków. Bez waszej pomocy one nie maja szansy

