Życie plecie się.
Nie raz to pisałam.
Wieści o śmierci Zelduni zbiegły się z wieściami z domku Gawełka.
Przez Janusza Prysiem. W domu Ptysiem.
Wczoraj minęło 5 lat od kiedy trafił do swego Domu.
Dobro i zło. Łzy i uśmiech.
Codzienne życie DT.
A teraz wspomnienia
Gawałek , jeśli ktoś pamięta jeszcze, został"wykryty" przypadkiem. Jestem mantykiem okrutnym, więc ośmielę się po raz kolejny przypomnieć jego historię.
Miałam przeczucie "jak zwykle"
,że coś się dzieje nie tak na kotłowni ale dowodów brakło. Nie raz mówiłam mężowi ,że chyba jest jakiś nowy kot. Jednak dowodó brakło.
Raz żeśma się wybrali na imieniny Hani66. Cudne spotkanie. Rzadka okazja zobaczenia "starych" znajomych, pośmiania się razem, pogadania o kotach... i takiego tam po prostu rozluźnienia w gronie kociarzy zaznaliśmy. Zasiedzieliśmy się. Dość późno więc wracaliśmy. Jam już uhahana lampkami wina i surową marchewką na zakąskę.
Janusz, jako kierowca, mniej radosny był. Zatrzymaliśmy się przy kotłowni by żarcie zostawić. Cosik ze 3 rano była. Tylko godzinka lub dwie brakło do mojej codziennej wędrówki kateringowej. Koty nie zawiodły. Już była część. A część zaczęła się schodzić. Raptem, mój wyostrzony marchewką wzrok, zauważył cośik innego. Niezbyt dużego i zbyt puchatego. Co przemkło przy ziemi i wpadło pod samochód. Po wczołganiu się pod auto gdzie to cosik się skryło , no prawie wczołganiu
, zauważyłam kudłate kocię. Coś ze 4 miechy mogło mieć. Mordę darło do mnie ale nie podeszło. Odważone litrami wina
, nakazałam ci ja, by facet zwany Januszem podygał po łapkę. Słyszałam jak klął idąc po nią. I z nią wracając.
Klekot metalu dodawał dramatyzmu sytuacji, obijając się o mury blokowe.
Ustawiony sprzęt migusiem prawie został wykorzystany. W drutach siedział mocno puchaty ,czarny chłopczyk. Facet życia. Model. Urodziwy jak sam bóg!
Dalsze życie wspólne wykazało ,że jego długość włosa i uroda nie była proporcjonalna do charakteru. "Ostrożniak" i , mówiąc wprost, tchórz. Dzikusem nie nazwałbym go ale to tylko tchórzostwo
Jednak cudna uroda waliła na kolana.
Gosia, mimbla64 zrobiła mu jakimś cudem cudne foty.
Dzięki wielkie.
Ogłoszenia poszły w świat. Gdybym chciała opisywać rozmowy "adopcyjne" (co robiłam na bieżąco...prawie) to zajęłoby mi to kolejny wątek.
Jednak zgłosił się rokujący dom. Co strachulca się nie obawiał. Małgoś , znaczy się mimbla64 ,zrobiła wizytę pa.
I Obie panie, czyli matka i młodziutka córka, pojawiły się u nas by Gawełka poznać. Kocio miał inne zdanie na temat wizyty i nie miał zamiaru swych wdzięków zaprezentować. Choć udało się zauważyć jego wielką urodę.
Młodziusia dziewczynka, na pytanie matki, czy na pewno chce takiego strachulca (ona wypatrzyła jego ogłoszenie) stwierdziła (cytat luźny) ,że ona wie co to znaczy być odrzuconą i uważa,że każdy powinien dostać szansę. Kot pojechał. Dostał w pakiecie promocyjnym kochających ludzi i koleżankę. Było ciężko. Nawet bardzo. Ale Ptysiek (tak został nazwany) jest teraz pierwszym miziakiem świata.
Foty domowe, bieżące. Wczoraj przesłane: