Byłyśmy z Renią u kotów, dzisiaj ona przygotowała im jedzenie.Był surowy indyk i saszetki, baaardzo smakowało
Bartuś pogonił kotkę, ale ta już zdążyła się najeść. On chyba to robi z zazdrości, naprawdę.Renia świadkiem, że pogonił za naszymi rowerami, musiałam go wziąć na ręce i zanieść tam, gdzie dostaje jeść. Bardzo przypomina w tym Hannibala. Żal serce ściska, bo kot jest naprawdę fajny, odnalazłby się w domu, możliwe, że nie chciałby nawet wychodzić.
Dzwoniła do mnie pani karmiąca nowe stado, że czarno-biała kotka się pojawiła.Ponoć jest gruba, łapiemy ją we wtorek. Pani boi się łapać ją do transporterka, nie wiem dlaczego, ale trudno. Oby tylko nowe kocięta nie pojawiły się na świecie.Byłyśmy tam z Renią, ale koty już się najadły i sobie poszły, nie spotkałyśmy żadnego.Za to była Kicia.Dostała surowe mięso, które bardzo lubi, ale gotową karmę też jadła.Wodę ma, moja siostra jej zostawiła, ma też suchą karmę, głodna być nie powinna.Dzisiaj pozwoliła już mi się pogłaskać. Jest jeszcze nieufna, ale to domowa kotka. Bardzo szczuplutka.Mam nadzieję, że Ania ją wkrótce złapie i się nią zajmie.
A teraz zdjęcia.
Misia i Jadzia siedziały za siatką
A teraz wisienka na torcie
Szef pobliskiego ambulatorium twierdzi, że "ludzie mojego pokroju" ( cytat
) wybijali okna, aby wpuścić koty do środka.Wprawdzie mam pewne doświadczenie w skakaniu przez płot, ale przez ten właśnie nawet komandos miałby problemy. Wizja zaś schorowanej i niepełnosprawnej p.Mieczysławy przeskakującej siatkę i wybijającej okna zbija z nóg.Tutaj Renia pokazuje jak wygląda ogrodzenie i na jakiej wysokości są okna.Pomijam już absurdalność samego pomysłu
A tu Kicia. Mam wrażenie, że to bardzo smutna kotka