Dzieci oczywiście chciały od razu bawić się z Bartusiem, ale miały kładzione do głowy od wielu dni, że spokojnie, że kotek musi się przyzwyczaić, odpocząć...itd.Bartuś pozwolił się wygłaskać, nie uciekał,chodził po mieszkaniu, a na kolanach Dużej leżał i mruczał.Nie był jednak zainteresowany jedzeniem,zabawą, mimo wszystko przeżywa ogromny stres.To spokojny, bardzo zrównoważony kot, domek to docenia. Wczoraj w domu było dużo ludzi, bo i rodzice Dużej się zjawili ciekawi nowego członka rodziny.Dzień pełen wrażeń, zobaczymy jak minęła noc.
W ciągu krótkiego okresu czasu do domków pojechały cztery koty.Wydawać by się mogło, że teraz jest u mnie luźniutko.No, niekoniecznie
Pojechały spokojne, bardzo grzeczne koty, których obecności się nie zauważało.Zostały kociaki, a te liczą się podwójnie.Naprawdę.Każdy tymczasujący to potwierdzi.Bardzo się cieszę, że Monia i Michaś, Agatka i Bartuś mają kochające domki.To miłe, bardzo dobre koty, zasłużyły na szczęście.
Pod hutę jeżdżę codziennie, kocie dziewczynki zjawiają się w komplecie. Burasek nie i to mnie martwi.Nie mogę go poszukać, bo nie wejdę przecież za bramę, mogę tylko czekać i mieć nadzieję,że przyjdzie.
Sąsiadka p.Izy prosiła ją, aby zapytała tą panią ( czyli mnie), czy nie wzięłabym rocznej kotki.Jej znajoma bowiem na dniach rodzi i oczywiście kotka musi zniknąć.Chcą ją po prostu wyrzucić z domu. To nie pierwszy raz słyszę coś takiego.Ludziom się wydaje, że jestem fundacją.Nie jestem, nie mogę pomóc, ale obciąża mnie to psychicznie.