Lejdi od wtorku siedzi u mnie w klatce.
Pierwsze dwa dni wściekle wyła - całkiem dosłownie
Zaczęła wyć dokładnie w momencie otwarcia drzwi do mieszkania.
Przy odbiorze, w gabinecie wet - cudowny, wyluzowany, kontaktowy kotek.
Zwiedza wszystko z zadartym ogonem, ociera o nogi, pcha na ręce i do głaskania.
Na widok innych kotów robi się z niej dziki dzik
Z transportera musiałam ją w rękawicach wyciągać.
Teraz już jest trochę lepiej, ale dalej jak jakiś kot zbyt blisko podejdzie, to Lejdi zmienia się w przerażonego dzikusa.
Ona się po prostu maksymalnie boi innych kotów i dlatego reaguje agresją
W dodatku postanowiła się rozkichać - pewnie na posterylkowy spadek odporności nałożył się stres i to wystarczyło.
Na razie dostaje tylko uodparniacze i odrobinę tolfy. Mam nadzieję, że uda się jednak uniknąć antybiotyku.
Bardzo potrzebny dom, bo nie zanosi się na to, że będę ją mogła szybko wypuścić z klatki
A klatka jest mała, bo w dużej siedzi chora Czorcik