Arcana pisze:My ogłaszamy od 10 dni i już 3 kociaki w domach, ale u Tabo przybywa nowych w strasznym tempie. Adopcje bez wymogu drugiego kota, ale osiatkowanie - tak.
Fajnie. To trzymam kciuki.
Jak wszem i wobec wiadomo nasze z reguły idą na dokocenie. Dłużej trwa ale się udaje. Choć są wyjątki samotnicze. Mam nadzieję ,że koci pomór nas w tym roku oszczędzi.
Wczoraj poszłam wcześniej do dzikunków. W czasie meczu. Zoong totalny.Pusto prawie. Koty nie czekały jeszcze. Tylko co niektóre. W przeciwieństwie do muszydeł co zbiorczo brzęczały na mój widok. Zacierały skrzydełka z zadowolenia. Szlag z nimi i ich bzykaniem . Meszek i innych diabełków gryzących tez pełno było. Przy kotłowni mój mało bystry wzrok załapał ,że rozbierają wiatę za płotem. A tam domki kocie stały. Cholera jasna. Miałam kluczyk i poleciałam sprawdzać czy nie wywalili. Szkoda. Cichunio i nie widocznie się starałam, by ludziom w oczy się nie rzucać . Oczywiście wierzeje mi uciekły. Każda w inną stronę ,waląc z hukiem w co popadnie. Jak niemota nie mogłam zebrać ich do jednej całości. Ręce wijąco-rozciągające się były by mile widziane. Ale zgarnęło się mi jakoś. Domki jeszcze były. Uff wielkie mi się wydobyło z pierwsi umordowanej . Zaczęłam przenosić na złomowisko i wpychać w dziury by nie koliły w oczy . Trafią zimą na spaleniznę. Teraz nie zaryzykuję zaniesienia i zniszczenia ich przez baletmistrzów. W ferworze osadzania blokowiska w dziurzyskach co się się z oczątkiem moim zadziało. Lewym i błękitnym. Myślałam ,że jakiś paproszek się dostał. Ale nie, to miucha mnie dziabła. ta mała i złośliwie zajadła. Zanim doszłam do domu to gula mi urosła i szparkowo widziałam. Piekło niemożebnie. Nawet wrzaski świadczące o naszym golu mnie nie ucieszyły. Zanim wpełzłam na górę prawie ryczałam. Zimne okłady, maście prawie kocie i już widzę. Worek czerwono-wiszący jest mniejszy. Jaki wniosek ? Nie trza mi było domków ratować.