Gotujemy młodą kapustkę. Pani Wiesia odłożyła mi dwie ładne głowy uwichrzone zielonymi liśćmi + koperek rozczochrany. Dzwonię do TZ-ta ,że ma je zabrać i zakupić dwa grzbiety kurzęce. By smaku się potrawa dorobiła. Zrobię albo zupkę z młodej albo kapustkę gęstawą z młodej.Nie wiem na co się porwę. Lenistwo zdecyduje.
Postanowiłam kapustę gęstawą jednak zrobić. Będą mielone więc fajnie razem na talerzu się komponować będą.
Wyciągam grzbieciki celem zagotowania wcześniejszego. By wywarek był i przelać przez sito można było. Gardziołka mamy delikutaśne, ząbki umordowane życiem więc obierki kostne nie są mile widziane. Stąd to sitko. Wygodna i ostrożna jestem.
Poza tym potem, potem obieram kaorpuski i... No właśnie i nie wrzucam ich do potrawy tylko kotom serwuję. Bo bez smaczków wsio gotuję. Rodzina już zaprzestała dopytywać się o wkładkę mięsną.
Wyciągam grzbieciki i myślę ,z oszczędności
, czy aby jeden nie wrzucić tylko. Woda wrzeć zaczyna i decyzja staje się paląca. Na podłodze las pysków się pokazał bacznie obserwujący moje ruchy. Wiadomo wszak mnie, że szyjki marnie się gotują i jeszcze marniej obskubują. Więc kroję to na talarki i rzucam jako ten cesarz miernocie. Miernota pożera błyskawicznie. Kroję następną szyjką na talarki i jako ten cesarz kolejne rzucam
Pacają z mlaskiem na podłogę. Długo nie leżą. Tylko mokre placki zostają. Nic to, po wstawieniu garów zamierzam ją umyć . Kroję więc następnie chrząstki, kawałki mięska obkrajam, szukam lepsiejszych kawałków. Wsio znika a kotów coraz więcej się kręci. Z nerwowości rozdwoiły się
czyco ? Wreszcie
najszło mnie opamiętanie . Nóż nie miał co wycinać.
Zerkłam na to coś co leżało na desce i zgroza mnie ogarnęła bo to marne jakieś się stało. Marniejsze niż było. Smaku nie będzie więc oszczędności też nie będzie. Dwa kadłubki mocno wyniszczone wojną z ostrzem trafiły do gara. Smętny widok szybko przykryłam przykrywką.
Zagotowało się szybciusio bo było malusio.Szybko się przecedziło i wystygło. Reszytkę zjadły te co surowizny nie bardzo lubią. Kapustka trafiła do gara. Koperek też trafił.
Pycha wyszła. Jak widać sknerstwo , cesraskie maniery i koty ,smaczku potrawom nadają boskiego.
Teraz idę robić mielone
Dużo pieczywka namoczyłam. Wszem wiadomo ,że koty nie lubią mokrego pieczywka więc jest szansa ,że do kotletów coś trafi.