O Gabrysiu pisałam na wątku hucianych kotów, ale tam już gęsto, zakładam więc nowy wątek.
Gabryś, o którego złapanie ( a właściwie kotki
) zostałam poproszona, bo nikomu się to nie udawało.Został podobno wyrzucony na hali targowej i tam jakoś bytował.Dostawał dość dziwne rzeczy do jedzenia, ale i dobre też, jakoś tam żył.Miejsce jednak fatalne, taka knajpa, a właściwie speluna z piwem, pełno menelstwa, niezbyt dobre miejsce dla kota.W dodatku jakoś się wszystkim wydawało, że to młoda kotka, że może już być w ciąży i wtedy dramat.Długo by opisywać.Miałam tylko złapać i już.Okazało się jednak, że to jednak mój problem.Gabryś spędził noc u mnie w kuchni, w klatce-łapce, a rano został zawieziony do lecznicy.Tam go zbadano, został wykastrowany, podcięto mu pazurki i po pobycie w lecznicy przyjechał do mnie.Ma około roku, jest dzikawy, mam nadzieję, że da się oswoić.Zdemolował mi łazienkę, ale teraz jest spokojny, siedzi w wiklinowym transporterku, w którym z resztą przyjechał z lecznicy, zwrócę go potem.Ma tam kocyk, jakieś zabawki, ale na razie ani nie zjadł, ani nie przejawia chęci do zabawy.Miauczy żałośnie, kiedy do niego coś mówię, dotknąć się nie da, próbował mnie zaatakować.Jest śliczny.
Nie ma świerzbu, oczka czyściutkie, wyniki dobre.Zapłaciłam tylko 100 zł, na szczęście.Dziękuję wetom za ulgowe potraktowanie.Pazurki ma podcięte, ale i tak boję się go dotykać, potrzebujemy czasu.