To i ja na wątku się przywitam i od razu z relacją z dzisiejszego poranka z Dąbrowy.
Kotka matka i dzieci min. 3-miesięczne, sztuk wiele... wszystkie mają połzawione oczy, jeden malec ma zatkany ropą nos z oczu cieknie ropa, chyba nie ma oka - tak nam powiedziano dziś rano łapiemy, umówione.
Karmiciele powiadomieni o akcji porannej, nie nakarmili, ale w okół pełno misek, miseczek, mleczek, dupereleczek, bo inni "
niewiadomokto" jeszcze karmią...qwa najedzone, nic przecież, że będziemy próbować...
Pierwsza łapie się mama, furcząco - kaszląca:
Nie chciała przejść do kontenera za nic, 10 min prób i próśb i kot nadal w klatce, jedna decyzja, łapa w środek za "wsiarz" i w kontener...wszyscy jeszcze żyją.
Maluchy pochowane, zakamarków pełno, włazimy tylko w pełne miski, wreszcie wyłazi najbardziej chory kociak a ja gadam przez telefon z martą765 jakby nigdy nic gdy mój brat biegnie z krzykiem i coś mu się wisząco szamocze, rzucam telefon w trawę, po kontener i mamy tego "bez oka" jak mu tu nadali piękne imię ...
Ten bez oka jednak oka oba ma tylko paskudne, telefonu szukam, rzuciłam, leciałam przecież z kontenerem, ale po chwili prawie w niego wdepnęłam mam... dzwonię do Marty, bo przecież z krzykiem się rozłączyłam...
Siedzimy kolejną 3 już godzinę nawet pół kota małego, więc zwijamy majdan, lecznica przecież od 11 a ja od 8 w pracy jestem
a przynajmniej powinnam być
Po drodze dzwoni bratowa, że Inka (kot) złapała ptaszka
ptaszka? jakiego? no żywego przecież, jest, żyje, siedzi w przedpokoju...
biegniemy z kotami na 4 piętro w samochodzie się ugotują przecież, i faktycznie jest siedzi i dyszy biedactwo małe
Musiała wypaść z gniazda i wpaść na balkon, może chciała złapać się siatki i wpadła przez oczko a Inka ją capnęła, to dzwonimy do ośrodka dla ptactwa dzikiego, czy przyjmą małą sikorkę, która ma ranę na boczku, nóżki i skrzydełka całe, mówią, że TAK uffff więc ja do pracy, Michał z Magdą z kotami do lecznicy a potem ratować tą biedną maleńką chyba sikorkę... bo wydaje się, że żółte piórka zaczęły jej się wybarwiać pod dziubkiem...
to się przywitałam
edit; pozostałe malce, weźmiemy antybiotyk by dostawały w jedzeniu, jak się podleczą będziemy łapać, wcześniej wywieszając kartki gdzie się da by nie karmić...innego pomysłu to ja nie mam