Jakoś wczesną wiosną zaczęła do mnie przychodzić śliczna , malutka , trzykolorowa koteczka. Znajoma z widzenia już od kilku lat, ewidentnie czyjaś, z obróżką nabijaną symilkami, miziasta.
Jako, ze moje koty są wychodzące, na ganku zawsze stoi miseczka z chrupami, Mała się dożywiała. Z czasem zauważyłam, że ona nie dożywia się , tylko jest ewidentnie głodna, a do tego kotna. Zaczęłam dociekać, czyja ona, co łatwe nie było, bo mało ludzi tu znam. Udało się w końcu....zaczepiłam rezolutną dziewczynkę , na oko jakoś 12-letnią. No cóż - kotka była jej, a właściwie to wujka....Chwilę potem wiedziałam już wszystko - rodzina patologiczna, kotka jeść na pewno nie dostaje, ew. resztki z obiadu.
Parę dni później trafiłam do szpitala, na operację ręki. Kotka urodziła między 19 a 24 czerwca. Rano 19. była jeszcze z brzuszkiem, 24. jak wróciłam ze szpitala brzuszka nie było. Nie wiedziałam, gdzie ma kocięta, ile ich jest....
Pokazała je jakieś dwa tygodnie temu - przyprowadziła, najadły się i poszły. W tym samym dniu poznałam Pana Właściciela



Tydzień temu kotka z małymi przeprowadziła się zupełnie na moje podwórko - moje....wynajmuję maleńki domek, trochę ponad 35 mkw, z podwórkiem i kawałkiem ogrodu. Kota widać uznała, że taszczenie jedzenia dzieciakom jest zbyt wyczerpujące, lepiej przyprowadzić je do koryta.
Sądziłam, że dam radę, podchowam, oswoję, wyadoptuję.
Niestety - moje koty tego nie wytrzymują. Została zachwiana równowaga ich trzyosobowego stada, straciły poczucie bezpieczeństwa. Pietruszka, który przybłąkał się w ub roku, nie wiadomo po jakich przejściach ( miał jakieś 3-4 lata, wykastrowany był już), znów zaczął się chować przy każdym hałasie, Misia albo chce spać na moich kolanach, albo znika na całe dnie, Gucio warczy na maluchy i ucieka przed nimi w panice.
Mała pcha się do domu- drzwi na ogród mam cały czas otwarte - , atakuje moje koty. Maluchy dzikuski, ale przy jedzeniu podchodzą blisko. Wyglądają zdrowo, oczka, uszka czyste, apetyty dopisują.
Nie mam co z tym towarzystwem zrobić. Mała ma na 10.09 umówioną sterylkę, chyba znów jest w ciąży. Nie mam co z nią zrobić po zabiegu, nie mam co zrobić z maluchami. Gdyby udało mi się pożyczyć klatkę, Mała mogłaby kilka dni być w garażu sąsiadów- właścicieli. Największego zakapiora, tego prawie białego, weźmie sąsiadka. Zostają trzy....Dwa są malutkie....
Do tego drastycznie pogorszyła mi się sytuacja materialna....maluchy zjadają dziennie prawie kg serduszek, żołądków....
Wiem, że forum zakocone po kokardy, albo i wyżej, ale może coś ktoś.....
Nie , nie będę pisać, że pójdą do schronu, nie potrafiłabym, ale nie wiem co mam zrobić....Pieniądze pewno bym wyżebrała, ale nie mam dla nich miejsca, takiej reakcji moich kotów nie przewidziałam. Moje dwa kastraty zaczęły znaczyć teren, na tyle czują się niepewnie

Założę im wydarzenie na FB, ale wielkich nadziei nie mam ....Może ktoś ma jakiegoś znajomego....
Zdjęcia kociej rodzinki










