Lucuś chyba mial jakiś dom, z którego wyszedl w zeszly piątek na wycieczkę, ale poplątaly mu się kocie drogi i nie umial już trafić z powrotem. Na szczęście, wieczorem glodny i kompletnie przemoczony nie przycupnąl w kąciku udając, że go nie ma, tylko zacząl glośno wzywać pomocy. Uslyszal go, mimo ulewy, mój najstarszy rezydent siedzący na parapecie i zacząl nerwowo biegać po domu, więc wzięlam kaloszki, kurtkę i latarkę i poszlam zgarnąć, żeby nie skończyl jak inny maluch, zagryziony rok temu przez sukę sąsiada. Lucuś najpierw się trochę wystraszyl i chcial uciekać, ale potem zobaczyl ćmę przy piwnicznym okienku i zapomnial, że się boi. Wzięty na ręce przytulil się i zacząl mruczeć.
Lucuś pięknie mruczy i daje buzi, ale nie bardzo ma na to czas, bo ciągle jest czymś zajęty. Ma ogromne zasoby energii, więc chętnie zamieszka z innym mlodym kotkiem, z którym będzie mógl się bawić. Nie boi się moich kocurów i calymi godzinami ugania się z którymś po domu zupelnie nie przejmując się tym, że czasem fukną, warkną czy pacną go lapą. Jest bardzo skoczny, wszędobylski i przedsiębiorczy - zwiedzil już chyba wszystkie miejsca w domu, jeszcze tylko na szafę nie potrafi wskoczyć. Ma też nieomylny radarek na jedzenie i imponujący apetycik; zjada tyle co dorośli panowie albo i więcej, choć waży zaledwie 1,5 kilograma. Lucuś ma jakieś 3,5 miesiąca, jest zdrowiutki, czyściutki, zostal odrobaczony i wzorowo korzysta z kuwety.
Ma też piękny tygrysi wzorek na futerku, choć na zdjęciach nie za dobrze go widać, ale trudno zrobić udany portrecik maluchowi, który nie rusza się tylko, gdy śpi, je albo odwiedza kuwetę







edit: nie mam pojęcia jak obrócić zdjęcia; jeśli ktoś wie, to proszę o podpowiedź