Pan Kolega kompletnie zielony, nie wie, czym karmić, nie wie że trzeba szczepić, i ma nadzieję, że "jakoś przeżyją zimę"... Nie przeżyją! są oswojone, dokarmiane przez pięciu działkowiczów, jak wyjedziecie wszyscy z tego Jeżewa, to fikną w ciągu tygodnia!
Jako że w smutnych okolicznościach zrobiła mi się "miejscówka", a nawet dwie - na stwierdzenie TŻ-ta, że "nie bierzemy na razie żadnych kotów" - twardo odpowiadam: "a te dwa od p. Edka co? mają tam umrzeć, na tej działce, bo Ty masz dość robienia za grabarza?"
TŻ wściekły, ale rację przyznał, dobra, bierzemy smarki. Panie Kolego, proszę mi przywieźć kociaki w poniedziałek na 16.00 do pracy!
Dwa maluchy trafiają do weta: są chudziutkie, niezbyt wyrośnięte i zarobaczone tak, że wyglądają jak piłeczki na nóżkach. Od razu widać, że to nie dzieci dzikiej kotki: po pierwsze nie pochodzą z jednego miotu, po drugie do człowieka aż się garną – ewidentnie ktoś porzucił maluszki na pewną śmierć.
Obaj chłopcy mają już koci katar. Większy i starszy, ok. 4 miesięczny Cyprian trzyma się lepiej, dostaje immunostymulatory i mamy obserwować. Mniejszy, 3 miesięczny Kornel, ponieważ oczko już ropiało i węzły chłonne jak wisienki – dostaje Linco.
Małe tornado szaleje u nas w domu, ciągnie psa za ogon i wyżera mu z miski oraz skutecznie wkurza Gadżeta i - co dziwne - także Gabrynia, który prycha i warczy

Cyprian, ma 4 m-ce, a może nawet ciut więcej. Wygląda na 3 i ma chudziutką szyjkę. Bardziej odważny, pcha się na kolana bez pardonu i jest wiecznie głodny, co oznajmia głośnym wrzaskiem

Biedny Cyprian nie doczekał domku - zabrał go FIP

Kornel, podobno ma 3 m-ce, a wygląda jak 2 - 2,5 miesięczny kociak - wciąż okrągły i pękaty. Czarny marmurek z kółeczkami na bokach i dwiema cieniutkimi kreseczkami wzdłuż plecków. Taki jest trochę wiecznie zdziwiony i ciumka Cypriana po cyckach

