Tak wyglądałyśmy u mnie :

Poruszyliśmy ,niebo a ziemie, moja rodzina, fundacja i ludzie którzy kotki znaleźli. Po 2 nieprzespanych dniach o kociakach pojawił się artykuł:
http://www.jelonka.com/news,single,init,article,47811
Wieczorem cud, zadzwoniła do mnie Pani, że zna pewną kobietę o dobrym serduszku której kotka się okociła i ta mogłaby maluchy wziąć do siebie. Dzień później zadzwoniliśmy, okazało się że kobieta mieszka na wsi, trochę się tego przestraszyliśmy, ale jak dotarliśmy na miejsce okazało się że Pani jest na prawdę mila, ma pełno zwierzaków, są one w dobrej formie. kotka ze swoimi młodymi w ciepłym pokoiku, schowana w szafie żeby się nie denerwowała. Wszystko pięknie, do tego przyjęła nasze kotki. Wszystkie ! Biedna karmiła 8 maluchów, dlatego kilka pierwszych dni non stop jeździliśmy, wszyscy którzy byli sprawą zainteresowani i sprawdzaliśmy jak kotka się ma. Przywieźliśmy mnóstwo karmy, miseczki, zabawki... No ale niestety wieś ta jest położona kilkanaście km od miejsca w którym mieszkamy... pojawiły się sprawy ze studiami, i kociaków nie mogliśmy odwiedzać, ale dzwoniliśmy co drugi dzień. Pytaliśmy czy coś przywieźć, czy zabrać kociaki... Odpowiedz zawsze była jedna. Czują się świetnie, mamka sobie bardzo dobrze radzi, wszystkie są w super stanie, są słodziutkie i puchate... Jak chcieliśmy je zabrać 2 tygodnie temu Pani powiedziała że nie, żeby zostawić przy matce jeszcze. Umówiliśmy się na przyszły tydzień ... no ale wypadł mi pilny wyjazd do Warszawy więc zabranie kociaków przeciągnęło się 3 dni. Kiedy zadzwoniliśmy w niedziele wmurowało nas... Pani stwierdziła że musiała wynieść kociaki do KOTŁOWNI bo śmierdziały i że "trochę" im ropieją oczka. Jak usłyszałam to trochę to nogi mi się ugięły... Ale jeszcze bardziej ugięły się jak zobaczyłam maleństwa. Chodziły po wielkiej misce z mlekiem,mokre, nie wiedziały gdzie idą bo NIC nie widziały ,tyle ropy miały na oczach. "Moje" kociaki i tak wyglądały o niebo lepiej niż maleństwa mamki, te były dużo mniejsze, słabsze i w gorszym stanie. No ale zabrać mogliśmy tylko nasze tym bardziej że miały zapewnione miejsce w Warszawie... 8 kotów w domu, do tego chorych ? Nikt by mi na to nie pozwolił. Po bliższym przyjrzeniu się "bilans" był jeszcze gorszy... Pchły. WSZĘDZIE. Dosłownie skakały im po pysku. Świerzb, bardzo rozległy. Powikłania kociego kataru. Kociaki oczu nie miały praktycznie. Pani weterynarz spędziła ponad godzinę żeby je doprowadzić do porządku... Wszystko wydawało się już ok , i znowu schody. Jeden z kociaków zaczął wymiotować, nie mógł chodzić , był jak sparaliżowany. Pasożyty uszkodziły mu błędnik. Byłam pewna że nie przeżyje nocy... Na szczęście maluszek dał dzielnie radę. Kilka dni później 2 z maluchów przestały jeść... trzeba było je karmić z butelki, potem strzykawki. Okazało się też że Warszawa miała zabrać zdrowe kociaki... Z chorymi byłby problem, tym bardziej że takich bid nikt nie chce...
Teraz żałuje że nie porobiłam im zdjęć, ale pierwsze dni były tak straszne że nie miałam do tego głowy.
Zdjęcia które teraz dodam są kolejno: po 5 dniach i tygodniu leczenia.
Wyobrazić można sobie tylko jak kociaki wyglądały wcześniej...
Jest powoli do przodu ale fundusze mi się skończyły, wyjeżdżam na studia więc kociaki nie mogą zostać ! Do tego nie mogę przestać myśleć o maluchach które zostały.. wiem że całego świata nie zbawię, ale siedzą mi w głowie strasznie.
Jedna bida już znalazła dom, najsłabsza dziewczynka.


Została jedna trikolorka, dziewczynka, oczka najgorsze z trójki która została


Bida,ta która miała uszkodzony błędnik i nie mogla się ruszać ... Kocurek, oczka też ma w dość dobrym stanie


I najsilniejszy z miotu, największy kocurek który oczka ma już praktycznie zdrowe. Ktoś kto go weźmie będzie miał najmniej roboty

Zdjęć z teraz nie mam

3 z kociaków nadal poszukują , potrzebują tylko odrobiny ciepła i miłości!
Świerzb to jeszcze tylko jedna wizyta u weterynarza, pcheł już nie mamy, koci katar powinien zniknąć w ciągu 10 dni całkowicie...Kociaki normalnie jedzą, nauczone korzystać z kuwety.Pomóżcie.. Może zna ktoś też dom tymczasowy w którym można by umieścić maluchy mamki... ? Czy nikt nie chce maluszków !? Kociaki jedzą coraz więcej, czeka mnie tez jeszcze jedna wizyta u weterynarza,pomoc finansowa/ jakieś jedzonko dla kociaków też by się przydała... ale najważniejsze to znaleźć domy!
Znajdują się w Jeleniej Górze, będziemy teraz jeździć do Wrocławia,możemy więc kociaki zawieźć tam spokojnie, a także w okolice







