» Pt mar 08, 2013 9:47
Re: Rudego kocurka przytulę!!
No i teraz się czuję jak wredna wybrzydzająca pańcia. Problem polega na tym, że mam ultimatum od TŻ - albo kiciuch spełniający wszystkie warunki rekrutacyjne, albo niewidzialny - to jest i tak cud boski, że osiągnęliśmy konsensus w sprawie wzięcia trzeciego.
Zawsze mieliśmy 3 koty, to jest idealna liczba, po której przekroczeniu zaczyna się stado nie do opanowania i dziura w budżecie. Rok temu, dokładnie o tej porze, po śmierci Żbika (zmarł na atak serca, nagle, w wieku 8 lat) szukałam rudego, koniec końców znalazłam "na dziczy" marmurkowego pasiaczka Zenka, w którym się zakochaliśmy oboje, ale który w listopadzie zmarł na FIP (nie mogę go odżałować, po diagnozie żył jeszcze 4 miesiące na sterydach, przez chwilę myślałam, że ktoś się pomylił ). Jeszcze kiedy Zenek żył, wzięłam rodzeństwo - musiałam ich wziąć szybko, przekraczając magiczną trójkę, bo takiego kataru by nie przeżyły, koniec końców kotka Helenka straciła oko, a jej brat, wyleczony na cacy, poszedł do mojej koleżanki. Zdaje mi się, że pojawienie się tej zakichanej dwójki dobiło Zenka, a co gorsza - po pół roku na nie do końca zdiagnozowanego chłoniaka umarł kolejny kot, Zbyszek - 10 lat (wiem, że wszystkie koty się kocha po równo, ale ze Zbyszkiem byłam najbardziej związana i do tej pory nie do końca się pozbierałam). Zostaliśmy z dwiema kotkami, które się nie do końca dogadują - wiadomo, mała jednooczka rozrabia jak dzika, a staruszka (generalnie aspołeczna, niedotykalska i wycofana) wolałaby mieć święty spokój i dom dla siebie.
W takim babińcu to musi być kocurek, a że chciałabym przez najbliższe kilka lat już nie szukać kotów (przez 8 lat miałam ustabilizowane kocie środowisko, nic mi nie chorowało, nic nie umierało, a Żbik zaczął paskudną czarną serię), chciałabym, żeby facet odpowiadał rysopisowi. Oczywiście wiem, jak będzie naprawdę - pewnego dnia za miesiąc pójdę z psem na spacer i znajdę jakieś małe wypełnione glutem truchełko w kolorze zupełnie innym niż w ogłoszeniu rekrutacyjnym i zabiorę to do domu, ryzykując wielką awanturę, focha i groźbę rozwodu, a przy okazji dziki stres dla moich kotek (żeby tylko żadna nie przypłaciła go życiem, siuśki na stole zniosę z uśmiechem).
Niemniej dziękuję Wam za foty rudzielców, będę ten wątek obserwować, bo - patrząc wstecz, widzę, że dawniej takie ideały się tu pojawiały:)
Jestem z Warszawy, ale, jak wspomniałam, nic nie stoi na przeszkodzie, żebym pojechała po ideał gdziekolwiek. Ewentualnie mogę zwrócić kasę za benzynę.
W związku z tym, że moje poprzednie adopcje kończyły się tak źle dla tubylczych kotów, chciałabym przed wzięciem gościa na kwaterę przebadać go na wszystkie strony - za to też zapłacę.
Jeszcze raz dzięki za foty!!
krowa