Od jakiegoś czasu dokarmiam koty na mojej działce. Zwykle bywa biało - rudy kocurek, czasami jakiś młodzieniaszek (nazwałam go Mleczko), czasami jakaś kotka. Na działkach sporo osób dokarmia koty, ale większość zarzuca swoje hobby w sezonie zimowym i koty często są głodne. Na działkach istnieje też dla nich niebezpieczeństwo padnięcia ofiarą hodowców gołębi, którzy prześcigają się w pomysłach na "wytępienie" kociej populacji.
Dlatego też pomyślałam, że jeśli koty będą dostawały jeść u mnie, może nie przyjdzie im do głowy szukać pożywienia u złych ludzi.
Razem z mamą otworzyłyśmy im siatkowe pomieszczenie (starą królikarnię), żeby mogły schronić się tam pomiędzy kawałkami drewna, a na półce ustawiłyśmy domek ze styropianu i kocyki.
Parę dni temu przyszła stała bywalczyni - młoda biało - bura kotka która według mojej informacji miała gdzieś młode. Nakarmiłam ją, pokazałam jak wchodzić do przygotowanego dla nich schronienia i wygłaskałam (kotkę zabiorę do sterylizacji, ale dopiero zimą)
Następnego dnia, podjechałam na działkę już po zmroku. Kotów nie było więc otworzyłam "kociarnię" i zostawiłam jedzonko. Nagle słyszkę cieniutki miauk z góry - spod sufitu. I wyłania mi się malutak głowka...i jeszcze jedna

Nic nie było widać więc tylko dałam im jeść i wróciłam następnego dnia.
Jak się okazało kotka przyniosła na moją działkę 5 maluszków!!! Na moje oko mają ok. 1,5 - 2 miesiące. Większość to dzikuski, ale jeden szylkretowy jest bardzo przyjazny i wszędzie go pełno

Nie śpią w budce, tylko pod samym sufitem. Położyłyśmy im tam ciepłą zimową kurtkę, żeby mogły się w nią zakopać. Dostają też jedzonko, ale obawiam się że zima będzie dla nich trudna, a pobyt na działkach niebezpieczny.
Wiem, że nie dam rady wszystkich zabrać i szukać domów, tym bardziej że są dzikawe, ale zrobię co mogę, żeby były nakarmione, miały ciepło i przeżyły zimę.
Zdjęcia w kolejnych postach.