
Ma na imię Fuksik, bo miał szczęście. Gdybym wyszła z gabinetu 5 minut wcześniej lub później, było by już po nim.
Był bardzo wyziębiony, 32,5stopnia, a zdążyłam go trochę ogrzać trzymając na gołym ciele pod ciuchami, w oczekiwaniu na ponowne wejście do gabinetu.
Ma ok 14dni, szmery w płuckach, zaropiałe oczęta. Dostał antybiotyk i glukozę, dziś powtórka.
Mamy dla niego najlepsze kocie mleczko na bazie siary. Karmimy co godzinkę, bo zjada maleńkie ilości, gdzieś 3ml na raz. Brzuszek oczywiście masujemy.
Oczka przemywamy i zakraplamy gentamycyną.
Na odrobaczenie ponoć jeszcze za wcześnie.
Próbowaliśmy dogrzewać na butelkach z wodą ale nie chciał na nich siedzieć.
Woli przytulać się do człowieka, więc robimy za kangury nosząc go na gołym ciele pod ciuchami.
Myślę że to wystarcza, bo jest cieplutki i ruchliwy.
Pierwszy raz mam aż takiego maleńtasa, ale myślę że z pomocą doświadczonych forumowych cioteczek damy radę
