O Neli pisałam tutaj viewtopic.php?f=13&t=138402
Postanowiłam jednak założyć jej nowy, osobny wątek. Nela pojawiła się w stalowowolskiej lecznicy 6 lutego.Przyniosła ją pewna Pani, której los kotki nie był obojętny. Nela urodziła się w szopie w opuszczonym gospodarstwie. Jej mamę zabił samochód, kiedy jeszcze Nelcia i jej braciszek/siostrzyczka ? byli bardzo mali. Jedno kocię nie przeżyło, drugim zajęli się ludzie z pobliskiego bloku, po prostu je karmili. Okazało się to być kotką, postanowili więc ją złapać i wysterylizować.Tak też się stało. Wydawało się, że Nela jest dzikawa, ale postanowiłam ją oswoić.Było to trudne, bo malutka bała się bardzo, nie chciała opuścić swojego tekturowego domku w klatce. W czwartek 1 marca wzięłam ją do siebie i Nelcia zamieszkała w mojej łazience.Najlepsze miejsce to nie jest, ale wypuszczam ją, uważając jednak bardzo, aby nie miała bezpośredniego kontaktu z moimi kotami.Nelcia ma bowiem testy FeLV/FIV ujemne i niech tak pozostanie. Została w czwartek odrobaczona.Biedna malutka, musiała cierpieć bardzo, wciąż znajduję martwe, ogromne glisty w kupce. Po odrobaczeniu poczuła się zdecydowanie lepiej, zaczęła się bawić, widać, że jej ulżyło. Nadal się trochę boi, ale biorę ją na ręce, przytulam, głaszczę, a ona to już lubi. Jest śliczna, ma czyściutkie gęste futerko z przewagą białego. Nic jej nie dolega poza robakami, ale z tym sobie poradzimy.Oczka czyściutkie, uszka również, pchełek nigdy nie było.Jest taką kluseczką, ma słodki pyszczek, jest to taki koci aniołeczek, stąd imię ( Aniela, Nela).Ma dopiero dziesięć miesięcy. Oczywiście korzysta bezbłędnie z kuwetki, nie zauważyłam, aby bała się, albo nie lubiła innych kotów. Moje koty są przyzwyczajone do tymczasów, nie zaczepiają Neli, kiedy pojawia się "na pokojach".
Tu jeszcze w lecznicy
Na moich kolanach
I takie