Ptyś ma w tej chwili niecałe 3 miesiące i jest jednym z najsłodszych kotów, jakie miałam przyjemność poznać.
Kocurek przybył z katowickiego schroniska, gdzie ochrzczono go imieniem Pchlarzyk - zapchlony był tak okropnie, że konieczne było dwukrotne odpchlanie, 2 kąpiele i małe strzyżenie, a kępki futerka wychodziły mu razem z pchlimi odchodami. Jakby tego było mało - dzieciak wymiotował glistami i męczył go koci katar. Mimo tych wszystkich przypadłości kocio był niesamowicie dzielny i rozkochiwał w sobie wolontariuszy głośno domagając się uwagi i czułości - na rękach natychmiast zaczynał mruczeć i wtulał się w człowieka.
Dziś malec jest już w zasadzie zdrowy, ma wilczy apetyt i świetny humorek. Niebawem będzie gotowy do przeprowadzki do własnego domu.
Ptyś jest kotkiem bardzo, bardzo energicznym. Szaleje jak pijany zając, zaczepia starsze koty i z podziwu godnym uporem poluje na własny ogonek. Mimo rozbrykania - znajduje czas na pieszczoty. Na kolanach może spędzać sporo czasu, rozkosznie mruczy i wywala brzuszek do głaskania, udeptując jak szalony.
Warto wspomnieć jeszcze o jednej ptysiowej przypadłości - grzdylek nagminnie zapomina o chowaniu języka do paszczy, co wygląda tyleż uroczo, co niezbyt mądrze

Maluch jest kuwetkowy, chętnie korzysta z drapaka.
Ptyś powinien zamieszkać z czworonożnym towarzyszem o podobnym temperamencie. Szukamy domu niewychodzącego, kochającego, odpowiedzialnego i troskliwego.
Powoli można się już zakochiwać





Fotografie będę uzupełniać w miarę cykania
