też mam takie wrażenie, ciężko mi było dogadać się z nią. ale los kotki chyba nie jest jej obojętny, w końcu zabrała kicię z działek. wkurza mnie tylko, gdy ktoś narzeka, prosi o pomoc, a jak mu się ją zaoferuje oferuje to odrzuca - takie odniosłam wrażenie po kilku rozmowach. nie chcę jednak oceniać, bo nie znam tej kobiety osobiście. od p. doktor wiem, że przychodziła jednak z kotką na wizyty (wcześniej twierdziła, że sobie nie poradzi, może wolała poradzić sobie sama, niż skorzystać z mojej pomocy, bo powiedziałam, że w razie czego przyjdę i pomogę - chyba ja jakaś straszna jestem

). jak na razie pani nie odezwała się do mnie, co i raz jak jestem w lecznicy, to podpytuję lekarzy, albo sami zagadują. wiem, że póki co jest dobrze, rana się goi, pani dba o kotkę i oby tak pozostało. pozostaje tylko

za koteczkę