Od 4 tygodni mam u siebie 2,5 miesięczną kitkę na tymczasie. Została złapana przez Martkę na jednym z podwórek. Kicia trafiła do mnie ze zdiagnozowanym zapaleniem oskrzeli. Dostawała kolejno shotapen, potem oxytet, ostatni tydzień leciała na unidoxie, do tego na podwyższenie odporności beta-glukan. Po każdej serii antybiotyków następowała poprawa, ale kicia ciągle sapie i charczy, więc wczoraj wybrałyśmy się na prześwietlenie. Na zdjęciu oskrzela i płuca wyszły jak u zdrowego kota, więc pojawiło się (bardzo wstępne) podejrzenie astmy, od wczoraj dostaje więc encortolon i zobaczymy, jak na niego zareaguje i w zależności od tego zaplanuje się dalsze leczenie. Następna wizyta u weta za tydzień, ale prawdopodobnie będę próbowała ją diagnozować jeszcze gdzie indziej.
Jakby tego było mało, wczoraj okazało się, że kicia może zostać u mnie góra tydzień..
Chodzi o to, że muszę wtedy wracać do domu do rodziców. Moja mama ma na głowie babcię świeżo po operacji serca i tatę z chorym kręgosłupem i jestem tam bardzo potrzebna i jasne, wiedziałam o tym wcześniej, ale byłam przekonana, że
1. kicia będzie już zdrowa i do tej pory znajdę dla niej dom
2. opcja awaryjna: nawet jeśli domu nie będzie, zabiorę ją do rodziców i tam będę dla niej szukać nowych właścicieli.
Niestety, padło i jedno i drugie.
Zadzwoniłam do mamy i przedstawiłam jej swoje radosne plany a propos przywiezienia dwóch kotów do domu (mam swoją rezydentkę) no i niestety, mała ma kategoryczny zakaz wstępu


Mała jest kochana i wcale nie przeszkadza jej to sapanie, normalnie je, pije, załatwia się i bawi, mruczy, ugniata itp. Po cichu liczyłam, że uda mi się ją zatrzymać u siebie na stałe, ale to niemożliwe- we Wro wynajmuję mieszkanie, wakacje zawsze spędzam u rodziców. Gdyby tam sytuacja nie była tak napięta, strzeliłabym protest i siedziała do oporu tutaj

Błagam o pomoc, może u kogoś zwolniło się miejsce???