Wystarczy jakiś kącik w piwnicy i już puchacieją, często w brudzie, węglu...
Ich matki nie zdążyłyśmy wysterylizować, urodziła, aż PIĘĆ piwniczaków.
Teraz nadszedł czas zbiorów, złapałyśmy już trzy, jeszcze dwójka czeka.
Nie obyło się bez dramatycznego momentu. Wejście do piwnicy przez mieszkanie.
Bardzo małe miejsce, gdzie można postawić klatkę, samołapkę.
Takie klatki ma dużo osób z forum, my też łapiemy na nią od lat.
Gdy weszłyśmy po pół godzinie od nastawienia klatki, w środku jedno kocie,
drugie miało główkę w środku, a tułów na zewnątrz. Mało nam serce nie stanęło.

Był zaraz oczywiście wet, ale tak z jego opinii, jak z obserwacji wynika, że wszystko oki. Uff.
Ponieważ z braku czasu odżywiamy się ostatnio byle czym, stąd imiona.

Piwniczaki razem.

Pierwszy, największy kociak, waży 900 g. Największy, nie znaczy najodważniejszy. BIG





Drugi najmniejszy z miotu, ale najodważniejszy. Waży 650 g. MAC.




Złapana przeze mnie w piątek i to 13-tego dziewuszka, waży 850 g. CHEES. Okropna zołza, drze cały czas ryjka.





Do złapania jeszcze dwójka, niestety chociaż próbowałyśmy całe popołudnie w niedzielę,
nie udało się, ale ich los i tak jest przesądzony. Ja i Fanszeta, nie odpuścimy.

Potrzebne są kciuki za domki dla piwniczaków, muszą szybko iść w świat, nowe piwniczaki rosną. Jeszcze tycie.
