Parę tygodni temu pewien zwyrodnialec (podobno lekarz) postanowił pozbyć się kotów, które spokojnie żyły sobie na podwórku od lat kilkunastu.Podkarmiane były od zawsze przez zacną Panią,elegancką,kulturalną osobę.Oczywiście wszystkie koty były regularnie odrobaczane, leczone,jeśli była taka potrzeba.Nawet nie muszę pisać,że sterylizowane,bo to oczywiste.Zbudowano im bardzo porządną budę, z przedsionkiem,ocieplaną, nie miały prawa w niej zmarznąć.Surowe,albo gotowane mięsko,suchy RC były ich dietą.Wyglądały pięknie i były zdrowe.Żadne dzikusy.Dlaczego piszę w czasie przeszłym? Bo trzech już nie ma.Poszczuto je psami myśliwskimi i zabito w okrutny sposób.Kotka,która przerażona nie mogła wydostać się z budki,a pies próbował ją złapać, obtarła sobie łapki do krwi drapiąc w ścianę.Pani jakimś sposobem udało się pozbierać rozszarpane szczątki kotów,które tak kochała i pochować.Uratowała się jedynie 10-letnia Misia,bohaterka wątku.Patrzyła na śmierć m.in.swojej mamy,ale nie mogła jej pomóc.Siedziała na drzewie, przerażona i poturbowana,ale żyła.Siusiała krwią,była obolała,a więc zaniesiono ją do lecznicy.Jest już zdrowa,ma przepiękną,mięciutką sierść, a nawet bielutkie ząbki,bo przy okazji je wyczyszczono.Pani wzięła ją do domu.Misia jest bardzo spokojną,grzeczną kuwetkową kotką.Nie wychodzi,ale chyba chciałaby.Dogaduje się z pozostałymi kotami,ale jest ich za dużo,bo pięć jak na niewielkie mieszkanie.Poza tym Pani mieszka sama,nie bardzo już daje radę,co zrozumiałe.Czy gdzieś nie znalazł by się domek z ogródkiem dla pięknej Misi? Ona jest przepiękna,zdrowa,a futerko ma tak mięciutkie i gładziutkie jak jedwab.Wiem,bo głaskałam,tuliłam,trzymałam na kolanach.Zrobiłam też zdjęcia.






