Duża mówi, że to po włosku "dym", a ja mam dymne umaszczenie. Nie wiem. Może i tak... do tej pory nie miałem imienia, choć mam już prawie 4 miesiące... to chyba fajnie mieć imię. W schronisku jestem odkąd pamiętam. Ale pamiętam jeszcze, że kiedyś była ze mną moja Mama....była taka ciepła i kochana. A później nas rozdzielili i trafiłem do tego zimnego schroniska. Byłem malutki i chorowałem. Zamieszkałem z rodzeństwem w miejscu, które nazywają szpitalikiem. Długo się leczyłem.... bracia i siostry znalazły dom, a ja tam tkwiłem. Aż udało się i wyzdrowiałem. Ale moja radość nie trwała długo.... znowu mam katar, mam załzawione oczka i źle się czuję....coraz gorzej.... Duża mówi, że jestem śliczny i na pewno mnie ktoś pokocha. Ale do szpitalika nikt nie wchodzi...więc dlatego Duża postanowiła mnie pokazać tutaj z nadzieją, że ktoś mnie zobaczy, pokocha, zabierze z zimnego schroniska, wyleczy i da DOM. Prawdziwy. Którego nigdy nie miałem.... czy pozwolisz poznać mi czym jest dom, zanim poczuję się jeszcze gorzej? Proszę...

jest wiele potrzebujących w schronisku. Starszych, zaniedbanych......ale Fumo jest tam od kociątka i wciąż choruje. Nikt nie miał dotąd szansy poznać Fumo. A to naprawdę piękny kociak i szkoda by było, gdyby odszedł, zapomniany w schronisku.
Teraz.......ma chociaż imię......