Wczoraj wracając wieczorem do domu, pod śmietnikiem na osiedlu studenckim spotkałam małego miauczącego kotka. Porozglądałam się wokół, wieczór, mróz, nikogo w pobliżu, domów w pobliżu też nie ma, tylko akademiki. Skąd w takim miejscu mały kotek? No chyba że jakiś studencik wziął, pobawił się i wystawił na ulicę, bo kot ewidentnie domowy. Wzięłam go na ręce, przytulił się, ale nie miałam ze sobą nic, a nie chciałam tak brać kota, żeby mi gdzieś po drodze się nie wyrwał i uciekł w nieznanym sobie terenie. Poszłam, kota zostawiłam. Ale sumienie nie dałoby mi zasnąć w ciepłym łóżku z myślą, że tam gdzieś na mrozie został na noc mały kotek. Oczywiście pojechałam tam jeszcze raz już z koszyczkiem i z wielką nadzieją, że kotka nie będzie, że jest czyjś, że go ktoś już znalazł.
Niestety, kotek był!!
I tak oto mała śliczna ale umorusana trikolorka tymczasuje u nas od wczoraj i - ku rozpaczy reszty kotów - zajmuje najlepsze miejscówki w domu
Koteczka jest domowa, okropnie miziasta, doskonale zna kuwetę, nie stresują jej zupełnie pomrukiwania kociego koleżeństwa. Wgramoliła się zaraz na łóżko i spała ze mną całą noc z łapkami opartymi o kaloryfer. Kotom oczy wychodzą z orbit, jak takie małe coś śmiało przyjść i zająć im łóżko
Kotka w stanie fizycznym jeszcze w miarę dobrym, tylko brudna i z pokładami kopalnianymi w wielkich ucholcach.
Dzisiaj rozwiesiłam ogłoszenia, może ktoś jej szuka, może się zgubiła...Oby!!!
Ale żyję już trochę na tym świecie

i dużo widziałam

dlatego startujemy w szukaniu pięknocie domu

Trwał casting na imię dla kici, przegłosowane zostało imię Blanka
Przedstwiam więc pięknotkę Blankę i mam nadzieję, że takie cudo znajdzie szybciutko domeczek taki, który jej już nigdy nie wystawi pod śmietnik...




