Kiedy poszłam do tej kobiety przeraziłam się....mieszkanie chyba miało 10m2, miała tam jeszcze dwuletniego kocura, niekastrowanego i nawet nie miał kuwety, bo przecież "i tak wszędzie sika"



Powiedziałam jej o kastracji, a ona, że nie będzie inwestować tyle pieniędzy w kota, bo i tak od niej uciekają......
Tego młodego kocurka leczyła polopiryną i innymi ludzkimi lekami....cud, że jeszcze przeżył
Nie miałam sumienia zostawić tam tej biedy.
Zabrałam do weta, odrobaczyć, odpchlić, na pierwsze oko kot wydaję się zdrowy.
Teraz przenocowałam go w firmie, ale tam kot może zostać przez parę dni.
Jestem strasznie teraz zakocona, proszę o pomoc, może jakis DT??

Zdjęcia pojawią się niedługo