Niedaleko wsi Rzędkowice, (woj. śląskie, powiat zawierciański), wśród wapiennych ostańców, żyje sobie kot. Ot, chowa się w trawie, buszuje w biwakowych śmieciach przyjezdnych, zdany na ich łaskę bądź niełaskę. Niewiadomo skąd się tam znalazł. Być może przyszedł ze wsi i jest czyjś. Być może też jest niczyj a buszowanie w śmieciach jest jedynym sposobem na przetrwanie. Na pierwszy rzut oka wygląda dobrze. Przy wnikliwszym spojrzeniu rzuca się w oczy mocno nadęty i bardzo twardy brzuszek, a kocurek wyraźnie z tego powodu cierpi. Gdy głaska się go pod bródką z prawej strony można wyczuć gulkę wielkości przepiórczego jaja. Kocurek śpi w trawie, schowany najczęściej pod drzewem. Jeśli przyjdzie mu tak spędzić zimę z pewnością jej nie przetrwa. Nie mam pojęcia skąd pozyskuje jedzenie. Jakiekolwiek jest źródło (prócz śmieci rzecz jasna, które skończą się wraz z końcem sezonu wspinaczkowego tj. 30 października, a może nawet wcześniej), ma on ogromną konkurencję w postaci wygłodniałych lisów. To, że nie robią mu krzywdy też mnie zastanawia. Bo te lisy, które widziałam były wielkości średniego psa, a taki kot, gdyby były bardzo głodne, nie stanowiłby dla nich większego wyzwania.
Za bardzo nie wiem też jak mogę mu pomóc. W domu mam już jednego tymczasa, i 2 swoje. Wiem, że to nie jest jakaś imponująca liczba, ale mój partner (przerażony tym, że nikt obecnie nie interesuje się tymczasem, mając wizję trzeciego na stałe - na co absolutnie nie chce się zgodzić), nie pozwoli mi wziąć kolejnego

Może gdyby pojawił się ktoś, kto mógłby go przygarnąć, chociaż tymczasowo, rozwiązałoby problem. Mogłabym pokryć koszty leczenia. Jeśli pojawi się jakaś dobra dusza, za 2 tygodnie, przy następnym wyjeździe, zabierzemy ze sobą transporter i przywieziemy kocurka ze sobą.
czekam na Wasz odzew
a poniżej kilka zdjęć:
