No to miarka sie przebrała...
Wyszłam wyrzucić śmieci teraz wieczorem...

Do smietnika mam kawałek i jakoś tak przypomniało mi się jak u ubiegłym roku moja sunia znalazła pod samochodami mała Barbi. I potem natychmiast pomyslałam, żebym tylko nic nie znalazła...i w tym momencie az mi podło ze śmieciami wypadło. Leci taki czarny podrostek do mnie, miaukoli, ogon do góry jakby mnie od stu lat znał...przemoczony, łapolki zimne jak lód ale od razu zaczął mruczec jak sie na rece dostał

To na prawde nie może byc tak, ze gdzie sie nie rusze tam z kotem wracam...
Maluch został upchniety jak tuńczyk w puszcze u mnie ale sytuacja jest na prawdę tragiczna.
Mam takie luźne skojarzenie, ze mały może miec jakieś pokrewieństwo z koteczką ze złamaną nogą. Sa w jednym wieku maja podobne rysy buziek i nie nafuczały na siebie przy spotkaniu.
Utonęłam w kotach dosłownie...a adopcje niby jakoś tam ida tylko nie widac tego tzn nie widać, żeby jakoś się luźniej robiło...
Jutro obfotografuje całe nowe towarzystwo...ale az mi sie słabo robi dosłownie
Maluch dorwał sie do miski i kilkoma kęsami pochłonal całą jej zawartość...
Tak samo koteczka ze złamana nóżka się najeść nie mogła. Teraz spi jak zabita, nawet głowy nie podnosi jak się do niej gada. Wymęczona, wygłodzona i obolała więc niech spi ile tylko będzie chciała.
A z tym nowym gałganem to nie wiem co zrobie
