Do lecznicy trafił kotek wyciągnięty ze schroniska. Kocurek ma około 3 miesiące. Przybył z okropną biegunką i grzybicą. Pani doktor rozpoczęła kurację. Po biegunce ani śladu. Została jeszcze ustępująca powoli grzybica. Nie jest ona rozległa i praktycznie gołym okiem nie widać, ale trzeba do końca pozbyć się tego paskudztwa.
A to mała bieda, która po wyleczeniu będzie również szukała domku. Kocurek bardzo garnie się do ludzi, miauka na ich widok, bardzo chce na ręce, ogromny miziak, prawdziwa przylepa potrzebująca do szczęścia człowieka.


I niestety wciąż w lecznicy przebywają trzej muszkieterowie.
A, jest też królik.
A raczej dwa króliki, tylko, że jeden jest pani doktor. Kupiła go na targu, gdyż został tam ten zwykły nasz szarak przyniesiony do sprzedania na mięso. Pani doktor kupiła go, żeby go uratować. Od sprzedawcy dostała szczegółową instrukcję jak królika pozbawić życia. Raczej instrukcja nie przyda się, gdyż pani doktor jest . . . wegetarianką.