



Dziewczynki bez zmian, jedzą na razie, mruczą, ale nie chcą być same. Mam je za pazuchą i wierzę, że "kobiety" są silniejsze i choć im się uda.
Nie gniewajcie się, ale najpierw zapytam, czy chcecie go jeszcze żywego zobaczyć? Jesli tak, to zrobię ze dwa zdjęcia. Chociaż przyznam, że jeśli jest przytomny, jesli ja sie mylę, że to agonia, to wolałabym, żeby flesz nie świecił mu w oczki.
Smutno dziś u nas. Śmierć za drzwiami i nie wiem jak ją wygonić. Jeszcze czekam, jeszcze jej nie zapraszam - czekam w milczeniu

Dziękuję, że jesteście ze mną. Dziękuję za wpłaty. Dzięki temu mogłam przynajmniej spróbować im pomóc.
Odniosę się jeszcze do Pani wet. Przyjęła nas bardzo miło i myślę, że jednak miała rację, bo wychodzi na to, że faktycznie wszelkie badania, czy szczepionki zabiłyby tylko. To leczenie też wyszło na jej zdanie, bo nie pomogło. Jeśli stan dziewczynek pogorszy się, chyba pomoge im odejść. Tonio długo odchodzi, zupełnie niczemu nie służy przecież jego cierpienie.
Nie mogę zrozumieć, że u takich maleńtasków, tak bardzo szybko postępuje. Dosłownie w kilka godzin zabiera śmierć, bo jeszcze rano jadł.
Aj, już sama nie wiem co gadam. . . . .chyba moją rozpacz chcę zagadać i poczucie winy.