Trzymam się, trzymam się . Muszę bom konkretnie na ziemi stojąca.
Dzięki za życzenia .
Wczorajszy dzionek szybciusio się skończył. Po powrocie malunie już pod drzwiami stojące domagały się wyjścia. Stare popaprańce zamknięte zostały a te poszły jak młode boginie po kafelkach szurając tylko tyłkami chudymi. Spokojnie
ogarnęłam kuchnię , łazienkę i przedpokój przy wydatnej pomocy dzieciaków. Oj, jak lubią jeździć na na szmacie. A mokra podłoga to luks torpeda i przyspieszenie świetlne. Mamunia zaległą na drapaku co i raz pyszcząc na córki co jej po chudych bokach skakały. Zmywarka pakowana z kotami, pralka takoż, jedzenie mnaimuśkie bo na dużej płąszczyźnie podane, fontanna cudna bo pluszcze się mocno. Najlepiej woda smakuje wychlapana i zlizana. Jam się tylko umokrzyła. Znaczy
sztopki swoje bose. Pończoszki, żelasne majtasy i inne pracowe akcesoria poszły precz na rzecz luźnego stroju i gołych kopytek. Więc kopytka cierpią kąpiele nieplanowane i insze dobra też sie trafiają.
Spokojnie pokroiłam surowiznę maluszkom (serducha dostały) i naszym na zapodanie potem. Nikt nie plątał się mi pod nożem narażając swoje pyski i moje palce na urżnięcie. Co i raz paznokcie mam uciapane.
dzięki pomocy wydatnej futer. Pokroiłam dzikunkom i gary naszykowałam dla nich. Mecz za oknem był to wiadomo, stadka kibiców spragnionych, pałętać się będzie. I różne stróże też chadzać będą spacerkiem. Nocna wyprawa mnie czekała.
Pojszłam więc nocą prawie,
zajszłam i... nie pomyliłam się. Widać było gromkie balowanie. Kotów znów nie było.
Ale zanim wypełzłam o zmroku z domu, dzieci pospały się i zostały przeniesione na drzemkę do swego pokoju. Mamunia sama się przemieściła. Za miską
Tałatajstwo dorosłe wypadło z salonu
głodne dorywając się do mich postawionych już na podłodze , blatach i pralce
Angelek nie brata się z futrzanym plebsem i jada tylko tam. Stałam, pilnowałam by każdy swoje żarł .Załapałam ,że Milki nie ma. Ona co kocha żarcie mokre, surowe, zapodane w dużej ilości nie kręciła się. Już oczami wyobraźni widziałam ją poległa , zachorzałą, bez sił leżącą na swym fotelu. Lecę więc ze spodeczkiem, kajam się mocno, oczy wpatruję czy jest i czy żyje. Ano żyje, żyje i łaskawie głowę nawet uniosła glamiąc co jej zapodano pod pysk. Mila to Mila. Nie była obecna przy procedurze krojenia, nie popiskiwała ponaglająco , nie ocierała się o nogi , nie pędziłą konkurencji więc i gar nie należał się.
A potem nastała noc, zapadłam w sen spragniony bardzo i całą nockę... pomagałam ratować córkę ciotecznej siostry z mężowskiej strony co to wyszła za cygana, w ciąży była ale i tak ją wywieźli, porwali... Jak to dobrze ,że o 3 rano już jazgoczą dzioby wszelakie bo umordowałam się setnie tą akcją ratunkową.