Oj, przydałoby się ciepełko.
Zmarzłam okropnie.Ale to nie nowina. Tylko nowiną jest to,że miałam towarzyszkę równie uroczo szczękającą zębami.
Polazłyśmy dziś z koleżanką dokarmiającą

na teran kotłowni. Postawić budki, zlustrować co i jak, dosypać jedzenia, zmienic miski pod lecącą wodę. W baraku urzędowała koteczka.Miała w starej szafie legowisko zrobione.Wszystko rozwalone, rozrzucone i wilgotne

. Nie dziw,że nie przychodzi od kilku dni. Postawiłyśmy tam w ukryciu budkę i suche.Trochę gratów poprzesuwałyśmy, zabezpieczyłyśmy wejście.Może załapie. Na kotłowni demolka.Wszystko co było kocie jest zniszczone.Miski do jedzenia i zabezpieczenia porozbijane. W miskach starych i wanienkach miały również legowiska(nadziewa

sie polar na miskę by boki nie
zimniły a w środek kładzie pocięte kawałki) i w takim betonowym zagłębieniu. Wszystko zniszczone. Beton nawet rozkruszony i wwalony do środka.Koty boją się tam jednak teraz wchodzić. A takie miały fajne miejsce.Płakać się chce.
Nie zostawiłyśmy tam budek. Szkoda tylko pracy Ani. Postawiłam w ukryciu jedzenie.W tych śmieciach.Sprawdzimy czy zniknie.
Oczywiście przełaziłyśmy z tymi tobołkami przez płot. Obie równie zgrabnie zawisłyśmy opatulonymi tyłkami nie mogąc wsadzić grubszych butów w przestrzeń między szczeblami.Obie mamy lęk wysokości i wdzięk kozicy z ołowianymi nożynkami. Ześmiałyśmy się mimo wszystko bo sytuacja była głupawa.Dwie dorosłe matki polki za kotami w dzień święty latające.Ja jeszcze jej ten tyłek w niebieskim łapkami przytrzymywałam by mi się nie zsunął nie kontrolowany. Ale to było głupie. Bo jakby ciążenie przeważyło to obie byłybyśmy poszkodowane. Nikt by nas nie pozbierał. Dobrze,ze córce powiedziałam gdzie ide.jakby co to pomoc by
nadejszła. Chyba

Wyszłyśmy umorusane na biało, zeszmacone i brudne.Piękny kontrast z wyfiokowanym lekko ludziem co to wypachniony zmierzał do kościółka.
Żeby było fajniej to samochód nam padł. Czy na amen to sie okaże. Ale ledwo z w piątek wróciliśmy.A wczoraj TZ pedałował własnymi
sztopkami do pracy.A ma kawałek. Spory kawałek.
Odkurzacz, samochód, chore koty...
Jak nic nie da rady zrobić to nie wiem jak do weta z Witusiem pójdziemy.Za zimno. No i Żuk jeszcze...
Ale martwić sie będę potem. jak modre oczka TZ otworzy i wyda wyrok.