
Trafił do lecznicy z ulicy - nie wiadomo, czy zawsze był bezdomny, czy zgubił się komuś, czy może ktoś pozbył się kłopotu. Ale Rudy jak na bezdomnego dzikusa jest oszałamiająco proludzki. Taka totalna przylepa, płacząca żałośnie zza krat. W lecznicy został wykastrowany, przybrał już trochę na wadze - bo apetyt ma podobno obłędny. Wygląda w tej chwili jak brytek - taki okrągły puchacz z przepięknym pysiem.
Zrobiłam mu ogłoszenia - ale przez 3 tygodnie zero odzewu. Dzisiaj byłam w lecznicy - rozmawiałam o nim z wetką. Pytałam, co zrobimy, jeśli nikt nie zgłosi się przez kolejne 2, 3, 4 tygodnie... Wetka popatrzyła na Rudego, który wtulał łepek w moją rękę... "Będę musiała pomóc mu odejść - nie mogę go wypuścić, a przecież nie może też spędzić reszty życia w tej małe klatce...". Serce mi pękło

Nie wiem, jak mu pomóc - w akcie desperacji postanowiłam jeszcze założyć ten wątek. Może trafi tu cudem ktoś nie zakocony, kogo nie przerazi nosicielstwo FeLV. Rudy jest bezobjawowy - jest młody, silny, może zwalczy wirusa w przyszłości. Albo przynajmniej nie da mu się przez długie lata. Ale do tego potrzebny byłby mu dom i troskliwa opieka - i człowiek, który wspierałby go w tej walce.
Tak bardzo chciałabym, żeby mu się udało. Czy widok świata zza krat malutkiej kratki to będzie naprawdę jego ostatnie wspomnienie????







ogłoszenia kocurka:
http://www.morusek.pl/ogloszenie/94487/ ... EGO-DOMU-/
http://warszawa.gumtree.pl/c-Zwierzaki- ... Z356519117