Z DNIA WYPADKU:
Mokotów, niedaleko parku Agrykola. Piękne domy, mieści się tu wiele firm. I pośród tego wszystkiego dwa rude koty, które zrobiły sobie wycieczkę przez ul. Idzikowskiego. Jednemu się udało przebiec, niestety drugi nie miał tyle szczęścia. Całe zdarzenie zauważył taksówkarz, który akurat jechał tamtędy z klientką. Chciał się zatrzymać, żeby kotu pomóc, niestety "pani mecenas" nie zgodziła się i musiał zawieźć ją do Otwocka. Jednak nie mógł zostawić kota w potrzebie, dlatego wrócił w miejsce zdarzenia i zaczął
szukać. W tamtej okolicy jest ruchliwa ulica + całe mnóstwo krzaków wszelkiej maści, dlatego też podszedł do mojej firmy prosząc o pomoc. We troje przetrząsaliśmy krzaki w poszukiwaniu rudego, który jak już się znalazł, to udawało mu się z zadziwiającą prędkością przed nami zwiać. Kot był w szoku i widać było, że jeśli go nie złapiemy - nie przeżyje. Po ponad godzinnej obławie był już tak wyczerpany, że udało się go podejść i złapać.
Co było robić? Trzeba kota ratować. Pan taksówkarz zaoferował się, że kota zawiezie, jeden telefon do Kasi, namierzenie lecznicy i decyzja - Jedziemy!
Kocurek zaczął nawet dyskutować podczas jazdy, ale widać było, że siły go opuszczają. Jak dojechaliśmy do lecznicy to już na stole zaczął nam wpadać we wstrząs, więc wenflon, lekarstwa, tlen.
W tej chwili jest już bardziej stabilny, na razie udało się ustalić, że ma dość mocno połamaną przednią łapę. Tył będzie prześwietlony jutro tj. 11.08. Wtedy też będziemy wiedzieć, jak duże szkody spowodowało uderzenie.
Z dobrych wieści, Idzik, bo takie imię otrzymał, ma odruchy w tylnych łapach, więc jest szansa, że nie będzie sparaliżowany.
Teraz najważniejsze, to znaleźć fundusze na jego leczenie i domek w którym będzie bezpieczny i kochany. Bo w stare miejsce wrócić nie może. Jest tam zbyt niebezpiecznie dla kota.
DWA DNI TEMU:
Teraz po kolei konkrety-Idzik ma odbite płuca i wątrobę-wyniki badań krwi "wątrobowe" ma po prostu fatalne...Temperaturę w pierwszym dniu miał że tak powiem bez mała umrzykową-35.
Teraz jest znacznie lepiej.
Ma porażony nerw promieniowy w przedniej łapce-ciągnie ją za sobą i szanse że wróci do niej czucie jest znikome.
Poszedł do zaprzyjaźnionego domku gdzie będzie karmiony kilka razy dziennie-sam niestety nie je. Jutro jedzie na kontrolę i zmianę wenflonu który niestety "zatkał się"
W czwartek z kolei USG i prawdopodobnie powtórka badań krwi-czy wątroba trochę ruszyła...
Testy na białaczkę i fiv na szczęście ujemne

NA BIEŻĄCO:
Znalazł się dom Idzika (porozklejane ogłoszenia). Będę z nimi rozmawiać, czy pokryją koszty leczenia kota, oraz czy są w stanie zabezpieczyć dom tak, aby kot, który prawdopodobnie będzie miał 3 łapy z niego nie wychodził.
Właściciel Idzika (Rudzika) wysłuchał wszystkiego na temat kota cierpliwie...jednak...nie udzielił konkretnej odpowiedzi czy pokryje koszty leczenia i czy kot wróci do nich...Ma odezwać się w czwartek, jak Idzik-Rudzik będzie po usg i innych badaniach. Już teraz wiemy, że leczenie pochłonie około 2 tysięcy złotych, w związku z tym bardzo prosimy o pomoc każdego kto może i chce...
Dobrze, że jest po 22-giej bo nie muszę się hamować z niecenzuralnymi słowami, a chyba tylko takich wypadałoby tu użyć. Dzwoniła do mnie Kasia z fundacji. Idzik jutro o 10-tej będzie miał amputowaną łapę. Został obejrzany przez dobrego lekarza i co się okazało? Że to przez tą łapę Idzik najprawdopodobniej wpadł pod samochód, bo ona jest taka od ok. 2-3 tygodni. Że to starszy uraz, niż te powypadkowe. I co ja mam teraz czuć? Co mam myśleć? Jak można własnego kota po pierwsze, z tak złamaną łapą nie zawieźć do lecznicy, po drugie w ogóle wypuszczać z domu??!! Jutro Idzik ma operację, której może by nie potrzebował, gdyby jego "dom" zadbał o jego dobro