Coś o mnie ?:)
Hm... Typowa kociara - zaszczepiła to we mnie Mama, która kocha koty całym serce- od dzieciństwa przynosiła wszelkie futrzaki do domku z miną skrzywdzonego dziecka- zawsze zostawały
Ja robić podobnie nie musiałam - Mama zawsze przygarniała wszystko, co cudnie mruczy

Wszystkie koty w naszym domu, to zawsze były Gacki
Inne imiona nie funkcjonują - chociaż, jak kiedyś były dwa koty w domu [drugi dotarł później], nazwany został Tuptusiem

Prócz tego ludzie wiedzą gdzie kocha się koty [mieszkamy w małym mieście], swego czasu notorycznie nam jakieś podrzucano na podwórko. Na szczęście zawsze udawało mi się znajdować dla nich domy

Ostatni Gacek był z nami prawie 9 lat. Niestety bardzo chorował- został zabrany od matki kiedy miał kilka dni i niestety nie miał kiedy nabrać odporności

Najpierw kłopoty z uszami, później kiedy trafiłyśmy do genialnego lekarza weterynarii [takie z powołania, a nie łasego na kasę] okazało się, że Gacek ma chorobę, którą lekarz sklasyfikował jako stan ,w którym układ immunologiczny atakuje sam siebie. Leki na dłuższą metę nie dały rezultatu, miał robione wyniki z krwi [bardzo ciężko było ją pobrać z łapki

], ale w efekcie był już tak schorowany i cierpiący, że nie było innego wyjścia jak uśpienie

Siedziałam w tym gabinecie z nim na rękach, łzy kapały na futerko i czułam jak odchodzi

To straszne uczucie, kiedy ma się świadomość, że nic innego nie pomoże tylko śmierć.
Tak samo było w przypadku psa - Czapiego, który przyszedł za moim Wujkiem z budowy i został

Piękny brązowo-biały szpic [taka miniaturka Lessie], który musiał być bity i topiony [strasznie bał się laski Dziadka i truchlał na widok wody]. Okazało się, że ma chore serce [brał specjalne leki-dwa razy dziennie], które po pewnym czasie nie dawały rezultatu, inne również nie. Po śmierci Dziadka Czapi bardzo posiwiał na pyszczku, z czasem nie miał już sił by wychodzić na dwór. Ten sam wezwany lekarz [który jest ostatnim człowiekiem jakiego znam, który doradza śmierć, jeśli widzi szansę na życie zwierzaka] osłuchał Czapiego i powiedział, że bardzo się męczy i już na niego czas. Tym razem uśpienie było w domu...
Od tego czasu- jakieś 2/3 lata nie było w naszym domu żadnego zwierzaka- Mama boi się, że znowu stworki będę chorowite i trzeba będzie patrzeć jak się męczą... Przez chwile myślała o norweskim leśnym [ponoć to odporne koty], ale sytuacja się jakoś rozmydliła.
Jednak myślę, że skoro mamy warunki, warto by pomyśleć o nowym kotku, tym bardziej, że tak dużo czeka na adopcję.
Mieszkamy w kamienicy [pierwsze piętro, sąsiad na dole też ma kota

] mieszkanie jest duże - prawie 90 m2, jest balkon. Poprzedni Gacek, gdy był jeszcze żywotny wychodzi na podwórko przez piwnicę. Wystarczyło, że wyjrzałam przez okno i zawołałam, odpowiadał [gadatliwy był i aportował papier

Fenomen, nie kot

] i przybiegał

Myślę, że Mecio też by tak mógł, jeśli nie- zawsze są kuwety i żwirki

Mieszkam w Połczynie Zdroju, na trasie Poznań- Kołobrzeg. Mogłabym dojechać po odbiór kota do : Koszalina, Kołobrzegu, Świdwina, Białogardu i Szczecinka

To chyba wszystko
