Dzisiaj pojechałam, bo miałam jechać, pojechałam jak zwykle z postanowieniem że nie zabieram żadnego malucha.
Wróciłam z maluchem.
Oczko chore, prawie niewidoczne, no jak miałam zostawić. W domu mamy szansę, będziemy zakraplać, wierzę że uda się je uratować, Ashy się udało.
Mała na antybiotyku, bo w środku elegancko coś rzępoli.
W domu zauważyłam że ma uszkodzoną poduszeczkę, ranka i cała stópka miedzy paluszkami zalepiona kupą, w schronisku tego nie zauważyłam

Myślałam, że będę miała w domu Ashę 2, ale nic z tego. To jest mała torpeda. Od razu zaznaczam że o fotkach możecie zapomnieć, no nie da się jej zrobić zdjęcia, lata z prędkością światła po całej chałupie.
Przywiozłam klateczkę, ta, chyba sama będę sobie w niej siedziała, nie ma mowy, włącza taką syrenę że po 5 minutach się poddałam.
Teraz padła i śpi, udaje Aniołeczka

TŻ obrażony...
Niestety nie był to jedyny kociak z chorymi oczkami. Została króweńka, mój wyrzut sumienia, i trzy sreberka i...
Jeśli ktoś tylko może, jeśli ma kawałek miejsca, wszystkie te oczki są do uratowania, ale w domu, w schronisku nie mają szans.
Ta mała dostała szansę, tamte czekają, czy się doczekają

Mała bezimienna, fotki tak na szybko:



