Po bardzo chaotycznej akcji z rudym, po kolei, co się okazało:
20.10.18 przekazałam rudego kota do adopcji (wcześniejszy post). Kot miał grzyby w jelitach, ale nowa właścicielka zobowiązała się wyleczyć, mimo iż oferowałam to zrobić sama. (Zrobiłam badanie kału oraz odpchlenie, wszystkie szczepienia i odrobaczanie miał aktualne.)
W piątek (30.11.18) otrzymałam maila od właścicielki (Krystyna L.), że prosi o pilny kontakt w sprawie kota, że nie radzi sobie z nim i że chce aby go zabrać przed świętami.
Natychmiast zadzwoniłam i wylał się na mnie potok skarg: że strasznie dużo je, że zabiera jedzenie z talerza, że wszędzie wchodzi, że nie daje się podnieść, że strasznie dużo się załatwia ("a ja lubię porządek w domu"), że drapie, nie nadaje się do życia w mieszkaniu i chyba jest zdziczały. Normalnie szlag mnie trafił jak usłyszałam taką argumentację!
Gdy udało mi się dojść do słowa, powiedziałam że nie mam warunków do przyjęcia kolejnego zwierzęcia do mieszkania, że jedynie mogę jej poradzić, żeby skontaktowała się z jakimiś lokalnymi fundacjami i że postaram się poszukać domu jeśli zgodzi się go przetrzymać chociaż tydzień. Ostatecznie jednak się wściekłam jak pani Krystyna mnie zapytała czy nie przyjadę jej kota zabrać i oddać do schroniska! (Dodam, że ja jedynie pośredniczyłam w adopcji, dodatkowo ona jest z Ząbkowic Śląskich, a ja z Wrocławia.)
Natychmiast zrobiłam rudemu ogłoszenia na Facebooku i rozpoczęłam telefonaty do każdego kto mi tylko przyszedł na myśl.
W niedzielę (2.12.18) rozmawiałam z panią, która się zgłosiła przez facebooka, że rudego może przygarnąć. Po rozmowie przez messenger oraz kolejnego dnia telefonicznej stwierdziłam, że pani jest w porządku, ma już jedną kotkę oraz 2 psy. Z tym, że dom wychodzący no i pod Krakowem, czyli kwestia trudności przeprowadzenia wizyt poadopcyjnych oraz transportu... Umówiłam się z nią, że porozmawiam z (jeszcze) aktualną właścicielką i uzgodnię jakoś terminy.
We wtorek (4.12.18) zadzwoniła do mnie pani Grażyna z TOZu w Ząbkowicach Śląskich, która dowiedziała się o całej sytuacji od pani Krystyny, która chciała przekazać kota TOZowi i na szczęście podała jej mój numer telefonu. Okazało się, że to już czwarty (!) kot, którego pani Krystyna zwraca, bo jej nie odpowiadał... Pani Grażyna powiedziała, że jest szansa na ds dla rudego, tylko potrzebne jej są zdjęcia. Na szczęście parę zdjęć miałam. Przesłałam fotki i poprosiłam o informację czy się uda.
Tego samego dnia pani Krystyna zadzwoniła do mnie, żeby dowiedzieć się czy kontaktowała się ze mną pani z TOZu. Bardzo była urażona krytyką, którą podobno otrzymała, mówiąc że przecież ma prawo do wymiany zwierzęcia jak jej nie pasuje. Jakimś cudem widziała we mnie sprzymierzeńca... Może dlatego, że nie dawała mi dojść do słowa i niebardzo słuchała co mówię. A ja też postanowiłam niczego nie krytykować, głównie ze względu na kota, żeby sobie jej nie skłócić.
Ponieważ pani Krystyna przestała odbierać telefony z TOZu, umówiłam się z nią osobiście na odbiór kota.
Wczoraj (7.12.18) pojechałam do Ząbkowic Śląskich i razem z panią Grażynką odebrałyśmy Rudego (sam wszedł do otwartego transportera, bez żadnej zachęty). Pani Krystyna podpisała zrzeczenie się na rzecz TOZu, wszystk oodbyło się pokojowo, w miłej atmosferze. Nie uważam, że pani Krystyna jest złą osobą, ani też że miała złe intencje, jednak postąpiła bardzo nieodpowiedzialnie i zdaje się, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że to człowiek jest dla zwierzęcia, a nie odwrotnie...
Razem z panią Grażynką przetransportowałyśmy rudego do domu tymczasowego w Dzierżoniowie. Po drodze zrobił kupę w transporterze, niestety biegunka... Okazuje się, że nie był leczony, nie ma nawet książeczki zdrowia. Aktualnie mieszka w wielkim domu pełnym wspaniałych zwierząt (12 kotów, 6 psów + rybki). Oczywiście jest izolowany w oddzielnym pokoju. Wkrótce będę organizowała jakąś zrzutkę, aby wesprzeć wspaniałych ludzi z TOZu w Ząbkowicach Śląskich, którzy poświęcają się zwierzętom (moje dotychczasowe doświadczenie z TOZem nie było pozytywne, więc jestem bardzo miło zaskoczona!)
Możliwe, że będzie ds w styczniu, jednak to nic pewnego i rozglądamy się dalej!
A rudy owszem, nie lubi nachalności, ale też potrafi się otrzeć przechodząc, natychmiast zaczął badać swój lokal, nie był zastraszony. W podróży bardzo spokojny. Jego opiekunka będzie go obserwowała i mam nadzieję, że będę mogła zrobić mu normalne ogłoszenia z poprawną oceną jego charakteru. Myślę, że nakolannikowy to on narazie nie jest, ale jak mu się da czas na oswojenie to kto wie!
Ufff, na tyle litanii, czy przeczyta ktoś czy nie, jest to dla mnie forma dokumentacji
Rudy już w dobrym otoczeniu