Witam wszystkich!
Jestem na forum nowa, mam jasnorudego kotka do oddania, wpisałam ogłoszenie w innym miejscu, a "Beasia" poradziła mi, żeby wpisać je jeszcze tutaj. Wpisałam się też na 3 czy 4 innych forach w necie, ale widzę, że są jakieś martwe, nikt tam niczego nie czyta ani nie wpisuje (tylko na jednym ktoś mnie zapytał o zdjęcia kotka). Nikomu przypadkowemu kotka nie oddam, nie chcę szukać nowego domu na żadnym Allegro, tablicy.pl ani tym podobnych...
Kopiuję więc swój poprzedni wpis bez zmian - zmieniło się mało, np. kotek jest już zaszczepiony, a poza tym pani doktor wet. powiedziała, że temperament kotka zmieni się na pewno, ale trzeba poczekać, bo testosteron krąży w organizmie jeszcze przez kilka tygodni po kastracji.
BŁAGAM, pomóżcie znaleźć odpowiedni dom dla tego tygryska! Ja już go tak pokochałam, że boli na samą myśl, że TRZEBA go oddać do adopcji - ale naprawdę muszę to zrobić! Wynajmuję mieszkanie i właściciel nie zgadza się na obecność żadnych zwierząt w domu! Alergia męża przy tym to mało ważna rzecz, na zapchany nos i czerwone oczy dałoby się znaleźć jakieś lekarstwo - ale na warunki mieszkaniowe nic nie poradzimy!
Moje ogłoszenie jest tu: viewtopic.php?f=13&t=157591&e=0 , ale wklejam je też w tym wątku, oto treść:
-------------------------------------------------------------------------
Mały, ok. 6-miesięczny jasnorudy kotek, znaleziony na ulicy, szuka nowego, kochającego i bezpiecznego domu! (do odbioru w LUBLINIE)
Kocurek ma sierść koloru jasnorudego, a właściwie beżowego, w trochę ciemniejsze paseczki, jak tygrys. Oczy – to taki zielonkawy beż.
Kotek pięknie załatwia się do kuwety, został odrobaczony i wykastrowany, ma przycięte pazurki, a jutro idziemy na szczepienie (chyba na katar koci i panleukopenię – powtarzam za panią doktor weterynarii).
Znalazłam kotka trzy tygodnie temu wieczorem, miauczał w krzakach – przykucnęłam, a on od razu wdrapał się na kolana i wtulił pyszczek pod moją pachę. Nie miałam sumienia, by go zostawić, choć na kotach się nie znam (zawsze miałam w domu psy).
Ten tygrysek zmienił moją opinię o kotach, poznaliśmy już z grubsza jego charakter. Wcale nie chodzi własnymi drogami (może gdy będzie starszy?), daje robić ze sobą wszystko, znosi cierpliwie głaskanie, przytulanie, można go miętosić, dotykać, często sam garnie się na ręce i kolana, mruczy jak mały traktorek. Jeśli drapie i gryzie, to tylko w zabawie, i wtedy wyraźnie czuć, że stara się nie zrobić krzywdy. Jest bardzo ufny, przynajmniej wobec nas. Za to bardzo boi się psów (co dało się zauważyć w drodze do weterynarza), świateł samochodu w ciemności, i odkurzacza (na jego dźwięk dostał histerii: rozcapierzone pazurki, wybałuszone oczy i ucieczka w najdalszy kąt).
Sporo śpi, potem domaga się jedzenia (chodzi za mną i płacze takim cienkim głosem), po jedzeniu myje futerko, a potem pieszczoty i zabawa w ganianie grzechoczącej kulki po podłodze. Zachowuje się wtedy jak pies, bo prawie aportuje kulkę. „Prawie”, bo po złapaniu w pyszczek upuszcza ją po drodze, potem ucieka pod stołek albo za firankę, wystawia jedno oko, a kiedy mu ją znów rzucić, to wybiega z kryjówki i znów „prawie” aportuje, chowa się i tak w kółko. Mam wrażenie, że ma niewyczerpane zasoby energii, może tak biegać przez godzinę. Kiedy ja kapituluję, kocurek przychodzi i prosi o jeszcze (tak śmiesznie ni to miauczy, ni to jęczy, i po jego napiętym ciałku widać, że jest gotowy do dalszych biegów).
Późno w nocy, tak już raczej nad ranem, kot dostaje małego amoku – wydaje mi się, że chce wyjść na dwór: wydaje dziwne odgłosy, takie agresywne miauknięcia, biega wtedy jak koń w galopie po mieszkaniu i podchodzi do drzwi wejściowych. Ale u nas dokoła same ruchliwe ulice, pełne samochodów (pod samym blokiem też), mnóstwo psów, i bezdomnych dorosłych kotów też. Poza tym nie mieszkamy na parterze, kot nie miałby jak wrócić, raczej na pewno znów zgubiłby się albo jeszcze gorzej… Myślałam, że po kastracji mu to minie (była 1,5 tyg. temu), ale jednak nie – nie wiem dlaczego, pewnie zostało mu w pamięci, że na zewnątrz jest powietrze i drzewa, i cała reszta… Ale nie pamięta, że błąkał się tam głodny i samotny. Dwa razy nas zaskoczył, bo zwiał na parter klatki schodowej, gdy ktoś z nas wychodził wynieść śmieci – nie zauważyliśmy tego, a on jak torpeda pognał na dół. A pod samym domem ulica i samochody…
Kupiłam mu początkowo zapas suchej karmy, skubnie jej czasem, ale tak naprawdę uwielbia mokre jedzenie z saszetek – przybiega od razu na dźwięk szeleszczącej folii. Ma duży apetyt, chyba dlatego, że rośnie, ale nie wiem, może to po prostu taka kocia norma? Dziennie idzie 4 lub 5 saszetek (po 100 g każda). Pani doktor zasugerowała, żeby nie dawać mu mleka, dostaje więc wodę do picia.
Kotek nie może zostać w naszym domu z różnych powodów (m.in. alergia męża, ale nie tylko to – szczegóły w prywatnej korespondencji), choć już bardzo przywiązaliśmy się do niego. Czuję, że oddaniu go będą towarzyszyć łzy, ale naprawdę nie mamy innego wyjścia.
Nie bardzo wiem, do jakiego domu powinien trafić – w każdym razie na pewno nie może być kotem wychodzącym w ruchliwym mieście! Może będzie szczęśliwy w domu z własnym ogródkiem (ale na początku musiałby nie być wypuszczany samopas, aż pozna dobrze okolicę i drogę powrotu do domu) albo w bloku, ale bez możliwości wychodzenia „luzem”, tylko w szelkach i na smyczy? A może za jakiś czas przejdzie mu chęć wychodzenia i wystarczy mu koci plac zabaw w mieszkaniu? Widziałam w Internecie takie kocie cuda za kilkaset złotych, od podłogi po sufit same atrakcje, półki, tunele, wiszące zabawki, wow…

Problemem jest jednak jego chęć ucieczki z domu – czatuje w przedpokoju za rowerem albo i dalej, za rogiem w pokoju, i tylko łypie okiem, gdy ktoś ubiera buty, i szykuje się do skoku za drzwi. Byłoby to nawet zabawne, ale chyba dostałabym zawału, gdyby tak akurat wchodził ktoś z sąsiadów i kot, wybiegając, tuż pod drzwiami na parterze wpadłby pod samochód… To samo dzieje się, gdy wracamy do domu i kot słyszy szczęk kluczy w zamku, trzeba wtedy bardzo uważać, czy nie przemknie między nogami…
Kończąc: szukam dla kotka domu, w którym będzie mógł spędzić całą resztę swojego życia bez przeprowadzek – czyli kogoś, kto nie jest jeszcze osobą starszą (kota czeka chyba jeszcze ze 20 lat życia

Szukam osoby (osób) odpowiedzialnej, z doświadczeniem opieki nad kotem, która kota NIGDY nie porzuci, nie odda komuś innemu ani do schroniska, a gdy zdarzy się kotu zaginięcie (oby nigdy!), to nie odpuści, aż kota odnajdzie!
Oczywiście oddam kotka za darmo, ze smyczą i szelkami, i książeczką zdrowia z wpisanymi zabiegami i szczepieniami. Trzeba po niego przyjechać do Lublina, z własnym kontenerkiem podróżnym (ja nie mogę kota zawieźć, nie mam samochodu).
Nie podaję numeru telefonu, tylko adres mejlowy – wolę tak, żeby nie być zmuszoną do podejmowania decyzji o adopcji na gorąco, od razu w rozmowie. Chciałabym mieć możliwość spokojnego zastanowienia się po przeczytaniu listu od osoby chętnej do przygarnięcia kotka, i potem ewentualnie można się umówić na spotkanie i/lub telefon.
Proszę pisać na adres: bokorekt@tlen.pl
Więcej zdjęć kotka umieściłam na tej stronie: http://imgur.com/a/higV8 (bardzo przepraszam za okropną jakość, ale robiłam zdjęcia telefonem, bez lampy)