no i ludzie odchodzili, a mały Pionokio, jak został roboczo nazwany, siedział dalej w klatce. Cały długi miesiąc. Czyli jedną czwartą swojego życia. A przecież powinien się bawić, szaleć, rozrabiać. To zdjęcie zrobiła mu Sis. Widać jaki jest smutny


Kiedy myślałam o nim, do głowy przychodziła mi jedna myśl: Marcel całe życie spędzi w schronisku. Rośnie, nie jest już maleńki, ciągle prycha, kładzie uszka po sobie, wyrywa się, kto zechce takiego kota...
Pinokio vel Marcel dalej siedzi w klateczce, tyle że w naszej sypialni. Na razie jeszcze nie jadł, nie korzystał z kuwetki, nie licząc siusiu, które zrobił w transporterku. Ma chore oczka, dostał od kochanej CoolCaty kropelki, mamy obserwować, czy nie będzie kichał, albo jeszcze coś gorszego

Godzinę temu usiadłam na kanapie, z nim na kolanach... siedzieliśmy sobie, oglądając film w telewizji. Myślałam, że mam omamy: Marcel mruczał



boję się nadal tego "oswajania", ale ta chwilka mruczenia jest warta ryzyka, prawda?

PS. Jak tylko naładują się baterie, będą foty "dzikiego kota"
