
Ten maluszek mieszka na terenie instytutu psychiatrycznego, gdzie od wiosny zajmuję się sterylizacją. Kotów jest tam dużo (ok. 15), 90% z nich już "ciachnięta". Matki rudzielca nie zdążyłam złapać, okociła się w dniu w którym przyjechałam

W poniedziałek udało mi się złapać jego mamusię i jeszcze jedną kotkę na zabieg. Rudziaszek jest co prawda w gronie kotów, które powinny się nim zaopiekować, ale mimo wszystko żal mi go strasznie, on jest taki mały... Niedawno kociaka z innego miotu przejechał tam samochód (a wydawało by się, że na terenie szpitala jest bezpiecznie).
Jak widać kociak daje się brać karmicielce na ręcę, więc oswajanie to pikuś. Poza tym kocio jest śliczne, myślę, że znajdzie domek w trymiga. Ale potrzebny jest tymczas, z "podwórka" kotów ludzie nie chcą brać, niestety.
Ja nie mogę go wziąć, mam dziewięć kotów chorych na grzybicę. Ale mogę opłacić jego utrzymanie/opiekę weterynaryjną w dt. Czy ktoś mógłby pomóc? Niech ten słodziak nie zasila i tak już licznego grona kotów wolnożyjących
