Nie pytając skąd i po co zabrałam maleństwo i wsadziłam do ostatniej wolnej klatki...
Kocurek ma ok. 3-3,5 m-ca, jest chuuudy, ale ma piekny pysio, rózowy rozkoszny nosek, duże uszka i jest przesłodki. I ma bardzo zakurzone futerko...
Oczka i uszka czyste.
Kocio rzucił sie na jedzenie i wtrząchnął całą miseczkę po czym wlazł do kuwety i wyrzucił z siebie godne podziwu ilosci nawozu.
Potem poszedł spac. Spał i spał i spał... az zrobiło sie późno i poszłam spac ja.
PO 4 rano obudziło mnie żałosne miauczenie. Kotek wył jak syrena i koniecznie chciał wyjsc z zamknięcia.
Dokładanie jedzenia i głaskanie nic nie dało. Kociatko darło pysk na cały blok a ja usiłowałam rozpaczliwe usnąć...
W końcu wypuściłam go...
I poszłam spac.
Po 5 minutach maluch wskoczył na mnie i zaczął myc się
Kołysał sie tak przez 15 minut. Spasowałam. Zaniosłam gówniarza do klatki. A tam - znowu wycie...

W końcu złamałam się i podałam mu 1 ml hydroksyzyny....
I poszłam na zakupy...
Gdy wróciłam kotek słodko spał

Mial się nazywać Combo ale doszłam do wniosku, ze jest dla niego lepsze imię...
oto Harley, który szuka dobrego domu:


