Znowu kot potrącony przez samochód na mojej drodze

Wracałam z Warszawy do domu. Od Zakładu Energetycznego w Konstancinie jest zwężenie drogi, jest kładziona kanalizacja, więc siłą rzeczy nie można tam jechać szybko. Niestety chyba tylko w moim mniemaniu. Widać można, można nawet potrącić kota, nie zatrzymać się i pojechać dalej

Ja zatrzymałam się widząc wijące się na drodze zwierzę

Podeszłam, zobaczyłam lewe oko we krwi (jak u Zawady), podniosłam za kark i... nie wiedziałam co dalej. Przecież nie położę kota luzem w aucie, tym bardziej nie zamknę w bagażniku, a nie wozi się na co dzień transportera w samochodzie. Przypomniałam sobie o torbie z zakupami w bagażniku. Torba duża, mocna, taka z Castoramy. Wyrzuciłam zakupy, wsadziłam kota, zawiązałam uszy, położyłam za przednim siedzeniem i pojechałam do lecznicy w Chylicach tej samej do której w czerwcu zawiozłam kocinę zgarniętą z jezdni w Wierzbnie tylko po to żeby pomóc jej odejść, bo szans na przeżycie nie miała. W aucie cisza, zaczęłam podejrzewać najgorsze, ale nie. Kot żył. Przy próbie wyjęcia okazało się że kot jest dziki - pogryzł bardzo stażystkę, długo nie chciał zasnąć po podanej narkozie. Wreszcie udało się (stażystka wpierw została opatrzona), stworzenie zostało zbadane i tak: to młoda ok. 2 letnia kotka, chuda, brudna, dość dawno po kociakach. Obrażeń i złamań na już nie stwierdzono. Dostała antybiotyk, środki przeciwbólowe i kroplówkę. To tyle co można dzisiaj zrobić. Jeśli okaże się, że kocina się szybko wyliże zostanie wysterylizowana, odrobaczona i zaszczepiona, a potem wypuszczona tam gdzie została znaleziona. Ciężko mi o tym myśleć, ale żadne rozwiązanie nie będzie dobre

Nie oswoi się dorosłego, tak dzikiego kota nawet gdyby znalazł się dla niego DT, w Azylu w Konstancinie nie będzie szczęśliwa... Nie wiem, mam mętlik w głowie

