» Pt cze 26, 2009 17:35
Galilea, kot-UFO - dziadzio znalazł swoją panią
Jakiś czas temu pytałam się, jak się opiekować kotką z laboratorium.
Otóż Galilea już jest u mnie. Miało być na jesieni, aż się skończą wyjazdy, lecz sprawa się skomplikowała. Przychodzę dziś zgodnie z planem, żeby przytulić i przetestować, czy się nie uczulam.
Hiobowa wieść: Galileę mają przeznaczyć do grupy kontrolnej.
To znaczy, ogólnie, że na kocie nie robi się doświadcznia, ale na koniec też ucinają mu głowę. Opiekun i reszta personelu organizują akcję ratunkową, czyli scedowanie kota mnie. Kotka nie poświęca zycia dla nauki, unikając chlubnego, lecz stanowczo przedwczesnego zgonu.
Teraz siedzi u mnie w łazience wbita w transporter już od dwóch godzin. Obce miejsce, obce zapachy, nic jej nie miauczy. Kupiłam jej:
1) karmę Felix - taką dostawała w labie.
2) dwie brzęczące myszy i mały drapak - na razie olewa.
3) miseczki, żwirek i kosz wiklinowy. Kuwetę dostałam.
4) paluszki surimi, bo podobno lubi, ale chyba sama zjem... no i efekt dylematu: a) koty piją mleko b) koty dostają sraczki po mleku ===> kupić coś, co się nazywa kocie mleko. Okej.
Na razie wszystko olewa...prócz kuwety - jeszcze jej nie odwiedziła.
Będzie trzeba jakoś zaaranżować plany wakacyjne - wrzesień spędzam na zagranicznym kursie naukowym. No ale stanowczo lepszy kot zestresowany niż martwy.
Ile powinna siedzieć w tym transporterze?
Sucha karma dla kotów cuchnie potwornie, znacznie gorzej niż kocie siuśki. Chyba ją przestawię na mokrą plus jakieś gryzaczki.
Gorzej, że mam na nią odczyn skórny - nieduży i może przejść, ale jeśli pójdzie w drugą stronę, będę musiała scedować Galileę koledze (był już kociarzem - wszystko ok).
Ostatnio edytowano Czw lis 13, 2014 20:46 przez
inatheblue, łącznie edytowano 8 razy