Chcieliśmy razem z moją rodziną kupić kotkę maine coona. Upragnionego kotka znaleźliśmy na aukcji allegro. Po czym zaczelismy sie kontaktować w naszym przekonaniu z profesjonalnym hodowcą kotów. Następnie się okazuję:
Dnia 22 listopada 2008r. wraz z mężem udalismy sie w długą podróż ze Szczecina do Bytowa w województwie pomorskim. Po dojechaniu na miejsce przywitała nas "hodowca" kotów. Pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne, ale tylko do czasu... Ładnie nas Pani przyjęła podała herbatkę na rozgrzanie, opowiadała o swoich kotach. Jednak co juz wzbudziło nasze podejrzenie to to, że nie zostaliśmy wpuszczeni do pomieszczenia w których znajdowały się koty. Młoda dziewczynka (córka owej kobiety) przynosiła do pokaznia pojedyńczo kotki z pomieszcenia znajdującego się w piwnicy. Nieświadomi tego co nas spotka później zakupiliśmy jednego z tych kociaków. Uprzejma Pani poinformowała nas, że kotek jest całkowicie zdrowy. Po przyjeździe do Szczecinia udaliśmy się z naszą kotką do weterynarza, ktory z przykrością nam oświadczył iż kotka ma grzybicę, jest wygłodzona oraz jest podejrzenie kociego kataru. Mój mąż długo sie nie zastanawiajac ponieważ mamy małe dziecko oraz naszego rocznego kocura postanowił dla ich bezpieczeństwa zwrócić kotke do "pseudo hodowli"(pisze tak z uwagi na to, gdyż owa hodowla nie jest zgłoszona w żadnym zwiąku w Polsce oraz kotki sprzedawane przez Tą kobietę nie posiadają rodowodu). Mąż pojechał z powrotem do Bytowa z zamiarem zwrócenia kotki. Jednak nie spodziewał się tego co go spotka na miejscu. Kobieta juz nie była miła. Mąż wytłumaczył całą sytuacje z chorobą kotki oraz, że dla bezpieczeństwa swojej rodziny chciałby zwrócić kotę. Ponadto dodał, że został przez ww. osobe oszukany, gdyż nie zostaliśmy poinformowani o chorobach kotki. Kobieta zabrała od mojego męża kotkę z powrotem została zaniesiona przez córke do piwnicy. I dopiero się wszystko zaczęło. Powiedziała, że nie odda pieniędzy - chyba, że przedstawimy stosowne zaświadczenie od weterynarza. W takim razie mąż poprosił o wydanie potwierdzenia, że kotka z powrotem trafiła do rąk ww. kobiety. Jednak kobieta w tym momencie zrobiła sie strasznie agresywna wyrzuciła męża ze swojej posesji twierdząć, że żadnego potwierdzenia nie dostanie. Mąż całą sytuację zgłosił na Policję - o bezprawnym przetrzymywaniu kota. Niestety Policja nie mogła wejśś do domu tej kobiety więc mąż wrócił do Szczecina. Następnego dnia wysłaliśmy zaświadczenie od naszego weterynarza o jakie prosiła kobieta. Jednak w odpowiedzi dostaliśmy informację, że kotka została równnież przebadana przez jej weterynarza i ma "tylko" grzybicę o której rzekomo byliśmy poinformowani. Niestety do dnia dzisiejszego nie udało nam sie odzyskać ani kotki, ani pieniędzy.
Jednak co w tym wszystkim jest najtragiczniejsze: Dorosłe koty oraz kociaki, a jest ich mnóstwo przetrzymywane są w pomieszczeniu w piwnicy do którego nikt nie ma wstępu poza jej rodziną. Koty są wygłodzone, schorowane - posiadają grzybicę i prawdopodobieństwo kociego kataru. A kobieta ta nadal wystawia je na allegro. Na domiar tego wszystkiego następnego dnia istnieje duże prawdopodobieństwo, że wstawiła naszą kotkę na aukcję na allegro. Wnioskuje to z tego, że w momenie zakupu kobieta poinformowąła nas, że jest to ostatnia kotka z tego miotu. Czyli próbuje sprzedać nie swojego kota.
Jesteśmy wstrząśnięci całą tą sytuacją w jakiej się znaleźliśmy i chcielibyśmy bardzo przestrzeć ludzi przed takimi " psudo hodowlami". Bo można stracić przez nie mnóstwo niepotrzebnych nerwów a przede wszystkim zdrowie swoich najbiższych.