Jak wiecie, Sissi i Toto wychodza raz dziennie, jesli tylko pogoda dopisze, na podworko za domem. Biegaja sobie jakas godzinke po ogrodku, czasem schodza na dol i zwiedzaja zarosla.
W sasiednim domu mieszka duzy pies, ktorego opiekunowie wyprowadzaja kilka razy dziennie.
Problem w tym, ze piesek biega sobie bez smyczy, bo opiekunowie upieraja sie, ze "on jest grzeczny, i nikomu nic nie zrobi"
Boje sie tego psa panicznie (kiedys ugryzl mnie pies, i mam fobie )
Przezywam dramat, jesli akurat musze zejsc na parking, lub akurat wjezdzam, i musze przejsc z parkingu do domu.
Wynegocjowalam, ze trzymaja go za obroze, kiedy ja przechodze.
Psina "grzecznie" szarpie sie, ujada, i absolutnie chce w moja strone, a mnie serce skacze do gardla, i nic na to nie poradze.
Problem jest taki, ze pies biega rowniez za moimi kotami.
Wypuszczam je tylko, kiedy go nie ma, ale nagle pojawia sie, i wtedy jest horror.
Wczoraj wlasnie zdarzyla sie taka sytuacja.
Kiciuchy zwiedzaly krzaczki, nagle pojawil sie pies, i dawaj za kotami.
Toto zwial do domu, ale Sisiula tak sie wystraszyla, ze musialam sciagac ja z drzewa.
Opiekun psa stal, i spokojnie patrzyl. Nawet nie probowal go wolac
Oczywiscie, kiciuchy nie wyjda juz na dwor, zanim nie znajdziemy jakiegos rozwiazania.
Prawda jest taka, ze w przepisach nie nakazuje sie uzywania smyczy, a jedynie "odpowiedzialne pilnowanie psa".
Co to wlasciwie oznacza?
Czy psa, ktory biega luzem, i leci z ujadaniem do kazdego, mozna tak na odleglosc odpowiedzialnie dopilnowac?
Probowalam rozmawiac z sasiadem, ale on twierdzi, ze piesek "jest grzeczny", i koniec.
I zastanawiam sie, co dalej.
Na ile wolno opiekunom psow terroryzowac otoczenie...?
Kazdy kocha swoje zwierze, i chce dla niego jak najlepiej, ale czuje, ze to, co sie dzieje, jest niesprawiedliwe.
Czyli tak: ja mam przezywac dramat ilekroc psina mnie zobaczy, moje koty nie moga zazyc swiezego powietrza, bo zdominowal nas pies sasiada????