Krk- działkowe dziczki.

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro maja 21, 2008 13:06 Krk- działkowe dziczki.

Aktualizacja na dzień 13.05.2016
Batek nie żyje [*], prawdopodobnie został otruty.
Przyczołgał się na działkę sąsiadki ciągnąc za sobą tylne nogi i tocząc z pyska pianę. Skonał na ich oczach, pochowali go tam.

Myź nazwany teraz Ivarem po kilkumiesięcznym leczeniu nie oswoił się. Dla jego bezpieczeństwa nie wrócił na działki - został wypuszczony przy miejscu zamieszkania osoby tymczasującej, ma tam teraz stałą opiekę.

Istnieje możliwość że na działkach przebywają jeszcze 4 dzikie kotki odebrane interwencyjnie przez TOZ i wypuszczone u nas. Nie pokazują się jednak ludziom.

Na dzień dzisiejszy innych kotów brak.



Aktualizuję na dzień 14.05.2015

Obecnie naszą działkę zamieszkują 2 czarnuchy : ok 7-8 letni kocur Batman i nieco drobniejsza jego wersja nazywana Myzią.
Karmicielki już nie działają,działki zostały sprzedane. Koty nie miały się gdzie podziać.
Udostępniliśmy im altanę gdzie ukrywają się przed zimnem i śniegiem.
Innych kotów już nie ma. Prawdopodobnie nie żyją.


Starsza część wątku i historia kotów :
Działki pod moim blokiem zamieszkuje ok 15 kotów z dodatkami przychodzącymi raz na jakiś czas. Już o kotach pisałam tu : viewtopic.php?t=73331 i powracają cały czas jak np w przypadku Rudasa , Groszków z pwinicy albo 4 kociaków z altany.
Na działkach są karmicielki, dokładnie 3 stałe i kilka osób które karmią okazjonalnie jak coś mają, ja dokarmiam jak tylko przyjdzie jakiś kot na działkę. Koty mają dla siebie 2 altany z kocami, kanapami do spania ( całe dla nich ;) ) i jedzenie. Nie mają źle...
Ale koty mają wrogów. I tu jest problem...


Całą historię poznałam jakieś hmm.. 4 lata temu. W piwnicy w moim bloku okociła się kocica. 5 kotków i to w dodatku syjamskich. Miały ciepło, były zdrowe, dawały się łapać , nie bały się ludzi. Razem z koleżankami szukałyśmy im domów, ale szybko koty poznikały gdy tylko lokatorzy (ci co nie powinni) dowiedzieli się że są w piwnicy. Natychmiast po bloku przeleciała lista z podpisami żeby zamykać okienko.Wiem nawet kto stworzył listę, kto z nią latał i kto to uskutecznił. Okienko na jesień było już zamknięte. Koty poznikały. Okazało się że jeden umarł, 2 rozjechało, a trzeci zniknął bez śladu ( oby ktoś go zabrał i oby cieszył się teraz ciepłym domem) .Została kociczka syjamska. Smukła i piękna.Natychmiast znalazła się pani karmicielka , która przychodziła z innego osiedla. Pani dawała kici tabletki i nie było kociaków. Pojawiły się też inne koty , które już tabletek nie dostawały więc szybko się zwiększyła populacja. Karmicielka znalazła kotce dom, po prawie roku szukania. I zaczął się problem. Jedną z działek kupił facet, typowy wiejski chłop o takiej właśnie mentalności. Założył gołębnik i stwierdził że kotów nie może być bo mu zjadają gołębie...nie zjadały, ale to juz inna sprawa. Że koty gonił, że rzucał za nimi kamieniami - wiedziałyśmy, ale nie przejmowałyśmy sie tym aż tak... i nagle... przyszedł do karmicielki i powiedział że ma dwa tygodnie na zabranie kotów , inaczej on je zlikwiduje. Trochę w to nie wierzyłyśmy więc po krótkiej awanturze jakoś sprawa umilkła.
Przyszła szczęśliwa chwila , kiedy miał się pojawić pan po syjamkę,ale zadzwonił ze coś mu wypadło i przyjedzie następnego dnia.
I tego samego dnia minęły dwa tygodnie od obietnicy gołębiarza...
Karmicielka przyszła i zastała koty biegające jak szalone , miauczące, wyjące, wpadające na ściany, nabijające się na krzaki... Przyjechał TOZ i wzięli martwe koty do badania. Okazło się że dostały bardzo silną trutkę , która wyżarła im wszystko od środka. Nie było szans na odratowanie ani jednego.
Następnego dnia podjechał bardzo elegancki człowiek, czarnym mercedesem ze skórzanymi obiciami i odpowiednią sumą w ręku po syjamkę...syjamki już nie było...
Przez pewien czas wcale nie było kotów. Aż potem pojawiła się czarna kocica. Chyba ocalała. I pojawiła się nowa karmicielka, która po pewnym czasie otrzymała klucz na działkę ( naprzeciwko gołębiarza!! ) i altanę dla kotów od starszej pani. I urodziły sie 4 nowe kotki....2 czarne ( chłopczyk i dziewczynka) , syjam i białoczarna cudna kociczka. Potem pojawiło się jeszcze kilka kocurów. Kocicę oddali do sterylizacji i kotów było na tyle. Kociaczki zamieszkały u mnie na działce i szukałam im domu. Po kilku miesiącach zgłosiła się pani z Zielonej Góry po syjama. Wyznaczyłam termin do łapania. Koty znowy znikały...Bałam się o syjama ale on był cały czas u mnie na działce...Dzień przed łapaniem znikł... nie przyszedł choć wołałam i czekałam... Potem znowu znikły wszystkie koty... Otrute. Uratowała się dwójka rodzeństwa syjama - kocurek Batman i kociczka białoczarna Łatka. Żyją do tej pory...

Prze pewien czas był spokój z truciem, potem Łatka złapała się w pułapkę podobno na kuny, ale przeżyła i uciekła na koniec działek. Brat został u karmicielki razem z burą kociczką.

I teraz już najkonkretniej...
Wszystkie kocice są posterylizowane już. Nowych kotów nie będzie. Ale to nie obchodzi trujących. Koty trafiły obok dwóch najgroźniejszych ludzi...
Jedne ( Batman i Buraska) naprzeciwko działki gołębiarza, a drugie jeszcze gorzej - obok rodziny która chce je wytępić i to na tą samą działkę.
Kotów z końca działek jest dużo. W większości kocury. Działka jest jedna wielka podzielona na kilka malych gdzie stoją altanki.Jedna najleży do karmicieli, a tuż obok do trujących. Nie można ogrodzić, bo dojśćie do jednej działki jest przez drugą.
Karmiciele przeszli wiele ataków ze strony trujących , nie tylko obraźliwe słowa, ale też przykładowo zakładanie desek i innych blokad na okienko przez które koty wchodzą do altany, albo ukladanie im pod drzwiami kwiatów rzekomo połamanych przez koty...
Na mnie też było parę ataków, straszenie Strażą Miejską , rozmowy z moją mamą ( która nie ma już nic do tego bo jestem pełnoletnia i działam na swój rachunek) , osądzanie mnie o jakieś włamania i budowę na działkach budek dla kotów.
Spokojna rozmowa nic nie dała, tłumaczenie tez nie, były zalewania kłódek na działki karmicielek i inne cuda...
W tym roku ten człowiek został ( sam się zgłosił) prezesem działek...
Zadecydował że koty mają zniknąć...teraz tłumaczy to chorobami i wymyśla coraz to nowe argumenty...
Zadzwonił do TOZu z prośbą o zabranie kotów...powiedzieli że zabiorą, ale gdzie zabiorą?? Do schroniska? Do uśpienia? 15 młodych, zdrowych , dzikich , nic nikomu nieszkodzących kotów..??
Ostatnio edytowano Pt maja 13, 2016 6:52 przez MajeczQa, łącznie edytowano 6 razy

MajeczQa

Avatar użytkownika
 
Posty: 1679
Od: Nie sty 27, 2008 11:16
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro maja 21, 2008 13:51

To znaczy, że TOZ nic nie zrobił, nie doprowaził do ukarania zwyrodniałego chłopa.
Prawo niejest po jego stronie. Straz miejską a nawet policję to należy na niego nasłać. Do prokuratury zgłosić popełnienie przestępstwa. Przecież udowodniono, że zostały otrute.
Nie można tak dac się szykanować. Treba uruchomić wszystkie możliwości.
Nawet nagłośnić sprawę w lokalnej prasie. Napiętnować drania.

Ja bym jeszcze zastosowała swego rodzaju "partyzantkę", żeby dziadowi życie uprzykrzyć ale to już wg Waszej własnej pozysłowośći.
Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt.
(Biblia, Księga Koheleta 3/19)

Prakseda

 
Posty: 8148
Od: Czw cze 16, 2005 10:35
Lokalizacja: Warszawa-Mokotów

Post » Śro maja 21, 2008 13:54 Re: Jak uratować działkowe dziczki przed złymi ludźmi? Ratun

Podniosę, akcentując najważniesze:
MajeczQa pisze:W tym roku ten człowiek został ( sam się zgłosił) prezesem działek...
Zadecydował że koty mają zniknąć...teraz tłumaczy to chorobami i wymyśla coraz to nowe argumenty...
Zadzwonił do TOZu z prośbą o zabranie kotów...powiedzieli że zabiorą, ale gdzie zabiorą?? Do schroniska? Do uśpienia? 15 młodych, zdrowych , dzikich , nic nikomu nieszkodzących kotów..??

Co w tej sytuacji można zrobić??


Pytanie do wszystkich, którzy mieli do czynienia z podobną sprawą:

Jakie kroki (w tym prawne) można podjąć, w sytuacji, kiedy:

1. Koty zostały wysterylizowane z pieniędzy gminnych (z puli tegoż TOZ-u), w ramach ograniczania populacji bezdomnych zwierząt,

2. Na działkach jednocześnie z wyrzucaniem kotów w najlepsze hodowane są zwierzęta gospodarskie (kury, kaczki, gołębie), których chów na terenie miasta jest zabroniony jakimś aktem prawnym, do którego w razie potrzeby można by dotrzeć,

3.Część działkowiczów nie ma nic przeciwko obecności kotów na działkach.

Proszę w imieniu MajeczQi o wszelkie rady i pomysły. Wiem, że były takie wątki, o problemach podobnego typu z administracjami osiedli i zarządami działek. Niestety, obciążenie kotami ( w tym rodzinką z tych właśnie działek), nie pozwala mi na przeszukiwanie forum. Pomóżcie, proszę.
Ostatnio edytowano Śro maja 21, 2008 14:01 przez Nordstjerna, łącznie edytowano 1 raz
Zanim odrobaczysz, poczytaj:
viewtopic.php?t=86719
i zanim nafaszerujesz kota metronidazolem, sprawdź, czy nie ma zwyczajnie alergii na gluten...

Nordstjerna

 
Posty: 3012
Od: Czw lip 06, 2006 20:52
Lokalizacja: Kraków ProKOCIm

Post » Śro maja 21, 2008 14:00

Niestety - tylko pismo do prokuratury, do wiadomości TOZu, z podaniem nazwisk i faktów.
Obrazek Amelki już nie ma...

Miuti

 
Posty: 6238
Od: Pt lis 30, 2007 12:03
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro maja 21, 2008 14:07

Majeczqa - masz priv.

Bungo

 
Posty: 12069
Od: Pt lut 16, 2007 0:52
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro maja 21, 2008 14:08

Sanepid na dziada nasłać że trzyma gołebie ,które brudzą smrodzą itd
latem na działkach nie można wytrzymać itd.
Obrazek

Henia

 
Posty: 3068
Od: Pt mar 10, 2006 14:29
Lokalizacja: Warszawa-Muranów

Post » Śro maja 21, 2008 14:50

Moze się przyda?

Oto treść plakatów, jakie rozwiesiłyśmy na działkach w Łodzi w porozumieniu z TOZem (zarząd działek, po rzeczowej rozmowie z jedną z kociozaangażowanych działkowiczek wyraził zgodę na rozwieszenie plakatów)

Treść można odpowiednio zmodyfikować. Prawdopodobnie zdeterminowanych trucicieli takie ogloszenie nie powstrzyma, ale moze niektórych zniechęci.

Jeżeli chodzi o rozmowy z zarządem działek:
warto chyba położyc nacisk na fakt ograniczenia populacji kotów poprzez ich kastrację.

EDIT: doczytałam - rozumiem, że ten facet jest prezesem zarządu działek?! Niefajnie. Ale może zacząć od rozmów, wywiadu środowiskowego, zebrania frontu działkowiczów, którym jednak koty nie przeszkadzają i zgadzają się na obecność ograniczonej populacji wykastrowanych zwierzaków, popierają akcję-sterylizacji i np. rozwieszenia plakatów?

Link do wątku

http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=3103431#3103431

Agalenora

 
Posty: 5833
Od: Pon lis 14, 2005 23:49

Post » Śro maja 21, 2008 17:44

Dziękuję wszystkim!
Co do nagłaśniania sprawy to trochę się boję, że potem ja będę miała z tymi ludźmi problemy...
Właśnie w tym rzecz że ja bym chciała jakoś to tak delikatnie załatwić...Żeby nagle się nie okazało że koty potrute w przypływie szału i w formie zemsty na mnie, bo nasłałam kogoś na nich...
Jutro jak mi się uda podejdę do TOZu i tam przedstawię jeszcze raz sprawę.
Póki co pomysły nadal potrzebne, bo ja wolę coś łagodniejszego, pozatym jeszcze potrzebuję porozmawiać z ludźmi i karmicielkami.

MajeczQa

Avatar użytkownika
 
Posty: 1679
Od: Nie sty 27, 2008 11:16
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro maja 21, 2008 19:28 Re: Jak uratować działkowe dziczki przed złymi ludźmi? Ratun

Nordstjerna pisze:Jakie kroki (w tym prawne) można podjąć, w sytuacji, kiedy:

1. Koty zostały wysterylizowane z pieniędzy gminnych (z puli tegoż TOZ-u), w ramach ograniczania populacji bezdomnych zwierząt,

2. Na działkach jednocześnie z wyrzucaniem kotów w najlepsze hodowane są zwierzęta gospodarskie (kury, kaczki, gołębie), których chów na terenie miasta jest zabroniony jakimś aktem prawnym, do którego w razie potrzeby można by dotrzeć,

3.Część działkowiczów nie ma nic przeciwko obecności kotów na działkach.


Basiu, dziękuję za linka.

Ad.1 Generalnie jest to sprawa dla TOZ-u.
Wg Ustawa o ochronie zwierząt
http://isip.sejm.gov.pl/servlet/Search? ... 0031061002
Rozdział 6 w/w Ustawy.
Rozdział 10, 10a w/w Ustawy.
Art. 34a - Inspekcja Weterynaryjna - Kraków
http://www.wetgiw.gov.pl/index.php?action=art&a_id=2273
Rozdział 11 w/w Ustawy - przepisy karne.

Ad.2 a) Zwierzęta gospodarskie - Uchwała Rady Miasta Krakowa
http://www.bip.krakow.pl/_inc/rada/uchw ... p?id=16439
Rozdział 1 w/w Uchwały

b) Ochrona przed bezdomnymi zwierzętami - Uchwała Rady Miasta Krakowa
http://www.bip.krakow.pl/_inc/rada/uchw ... hp?id=2762

Ad.3 Petycja - do TOZ-u najlepiej.
Ci, którzy są za kotami na działkach niech podpiszą i bronią.
Ale tak wielkiego zaufania do społeczności nie mam.
Codziennie widzę, że jak się trzeba podpisać albo świadczyć w sądzie, to najbardziej paląca sprawa ponosi śmierć na miejscu.
Pana Truciciela też trzeba wskazać palcem. I przyjść na rozprawę do sądu...

P.S. Oddział I SMMK Środmieście - rejon ul.Grochowska:
http://www.strazmiejska.krakow.pl/index ... kcd&ul=635

P.P.S. Z cyklu: Tonący brzytwy się chwyta...
Można spróbować uderzyć tu: http://www.pzd.pl/

Będę śledzić wątek.

gauka1

 
Posty: 2710
Od: Śro cze 28, 2006 21:40
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw maja 22, 2008 13:14

rozmawiałam z jedną karmicielką, ale ona się wycofuje z tego bo nie chce mieć problemów...
jeszcze mam 3 pozostałe, ale martwię się , że nic z tego nie będzie...
Bez nich to cała sprawa na nic, bo to one tu toczą największą wojnę z tymi ludźmi...ja jestem tylko taka poboczna i znam kilka historii.

Zastanawiam się nad załatwieniem całej sprawy najspokojnieszją opcją...
Jakby najpierw podesłać kogoś pod kury, kaczki i gołębie...a potem kogoś z TOZ kto znał sprawę kotów na rozmowę i kilka ostrzeżeń. A na koniec jak to nic nie da to całą resztę wojny...

Ciągle jeszcze nie wiem co robić..

MajeczQa

Avatar użytkownika
 
Posty: 1679
Od: Nie sty 27, 2008 11:16
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw maja 22, 2008 13:36

Może zacznij od TOZ. Kaczki i reszta w drugiej kolejności, bo TOZ to ostrzeżenie, a walka z ptactwem to już wojna... Tak mi się wydaje przynajmniej.

Bungo

 
Posty: 12069
Od: Pt lut 16, 2007 0:52
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw maja 22, 2008 16:08

No kaczki może zauważyć chyba poprostu Straż Miejska podczas sprawdzania okolicy, więc to można potraktować jako oddzielną sprawę...

Koty to sprawa do zgłoszenia i wytłumaczenia...

Zresztą z kotami ja tez muszę poczekać , bo narazie ani ja ani karmicielki nie mają czasu na spotkanie.
Kolejna karmicielka zgodziła się na rozdmuchanie sprawy więc już coś jest. A tak nawiasem mówiąć ja też nagmatwałam trochę z tymi informacjami, ale to dlatego , że niektóre fakty znam tylko z opowiadań karmicielek..
Ale wszystko powyjaśniamy jak już zbiorę wszystkie karmicielki i załatwimy sprawę z TOZem.

MajeczQa

Avatar użytkownika
 
Posty: 1679
Od: Nie sty 27, 2008 11:16
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw maja 22, 2008 16:18

Trzymam kciuki za bezpieczeństwo kotów :ok:

Też jestem karmicielką - mam pod stałą opieką 10 kotów i cały czas boję się, że komuś nagle zaczną przeszkadzać ... część z kotów nawet w dzień woli spać w altanie, przynajmniej nie rzucają się w oczy ...

To paranoja, ale zima jest lepszym czasem dla działkowych kotów :roll: Przynajmniej spokój mają ...

:ok:
Obrazek

Avian

Avatar użytkownika
 
Posty: 27170
Od: Śro lip 05, 2006 13:15
Lokalizacja: Poznań / Luboń

Post » Pt maja 23, 2008 18:50

trochę nie do tej sprawy ale tak pod wątek karmicielkowo-złoludziowy... Wczoraj jedna z karmicielek , która dawniej opiekowała się syjamką, dokarmiała jakieś koty u jednej pani w ogrodzie i z tego ogrodu wyskoczyło trzech facetów i się na nią rzuciło...Nic jej nie zrobili podobno choć jeszcze się dowiem, ale i tak kobieta nie chce nikomu zgłaszać tego że sie na nią rzucili... Sądzę że teraz po tym nie będzie chciała brać udziału w żadnych kocich akcjach...
Paranoja,żeby babę pobić bo koty dokarmia...Paranoja...
Czekam aż na mnie się ktos rzuci, bo u mnie na działce koty siedzą...

MajeczQa

Avatar użytkownika
 
Posty: 1679
Od: Nie sty 27, 2008 11:16
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt maja 23, 2008 20:43

To ja mam chyba jakieś głupie szczęście. Nie tylko sąsiedzi się na mnie nie rzucają, ale mile zagadują, a niektórzy też zaczęli dokarmiać. Nikt się nie czepia, że wśród kwiatków stoją miski. Nawet miejscowy element mnie popiera. Żeby tak wszędzie było...

Bungo

 
Posty: 12069
Od: Pt lut 16, 2007 0:52
Lokalizacja: Kraków

[następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Bbeata, Blue, Google [Bot], Majestic-12 [Bot] i 499 gości