Dokładnie
Mam tylko nadzieję, że moje działania jakoś im pomogą. Ten nowy lek Fredka kosztował prawie 80,- za opakowanie, więc nie będę szczęśliwa jeśli nie pomoże. Chyba nie jest bardziej gorzki od ranigastu bo jakoś Fredu go przełknął (oczywiście po krótkiej acz zaciętej walce, którą wygrałam
)
W przypadku Żabci trzeba chyba dłużej czekać na efekty.
Powinnam też zacząć płukać Maxa bo jedzie mu z pyszczka mocznikiem. Niestety kiciuś jest mocno oporny jeśli chodzi o tabletki. Ćwiczy mnie za to dość wytrwale w wieczornych spacerach. Idzie za nami, nasłuchując gdzie jesteśmy i biadoli rozdzierająco:
"Zaczekajcie na mnie! Gdzie jesteś! Nie wiem dokąd mam iść!" Koniec końców mam na spacerze Białasa wyrabiającego kilometry po lesie, Żabę snującą się po krzakach, Maciejkę plączącą sie pod nogami i Maxa na rękach. Z tego stada najgroźniejsza jest Maciejka, która wczoraj chciała zjeść całkiem grzecznego i przyjaznego pieska, którego spotkaliśmy. Zaczynam się bać o psy, które spotykamy.
Max za to siedzi mi na ramieniu i przytula się z całej siły i oczywiście jest cały szczęśliwy i mruczący, tylko mi brakuje jeszcze dwóch rąk albo nawet czterech.